sobota, 25 lutego 2017

Ed Sheeran Book Tag ♪

14:08 2
     Obok tego tagu zdecydowanie nie mogłam przejść obojętnie jako fanka Eda Sheerana i miłośniczka książek. Tag ten znalazłam na blogu Klaudii - Czytanie jest magiczne!. Uważam, że ten tag to jeden z najlepszych, jakie do tej pory spotkałam. Trochę go zmodyfikowałam, ponieważ dodałam cztery tytuły od siebie, ponieważ jakoś brakowało mi tych piosenek i zmieniłam So na Cold Coffe, a także All of the stars na Catle on the Hill ale to tylko takie "kosmetyczne" zmiany 😉

Give me Love ~ autor, którego chcesz spróbować

     Marc Elsber, autor Black Out: Najczarniejszy scenariusz z możliwych i Zero: oni wiedzą, co robisz. Bardzo chcę przeczytać te książki.

Kiss me ~ książka, której okładka najbardziej ci się podoba

I'm a Mess ~ książka, której przeczytania żałujesz

     Czerwona Królowa Victorii Aveyard - to były stracone godziny.

Sing ~ książka, której tematyki nie lubisz, ale ci się podobała

     Złodziejka Książek Markusa Zusaka. Najważniejszym wątkiem jest tam II wojna światowa, a jednak mi się podobała.

Thinking out Loud  ~ książka, o której nie możesz przestać mówić

     Wybacz mi, Leonardzie Matthewa Quicka - kocham, uwielbiam i jeszcze raz KOCHAM!

Lego House ~ postać, która w jakiś sposób jest do ciebie podobna

     Oczywiście, że Leonard Peacock z Wymacz mi, Leonardzie Matthewa Quicka.

One ~ książka, którą nie chcesz się dzielić

     Em... każda? Serio, ja nie pożyczam książek. Ale chyba jednak chodzi o taką, która "jest tylko twoja" - Love Letters to the Dead Avy Deallaria.

Photograph ~ książka, przy której trzeba się zatrzymać

     Portret Doriana Graya Oscara Wilde'a. Nie da się jej czytać w pośpiechu.

Afire Love ~ saga, którą kochasz całym sercem

     Uuuu... Ciężki wybór pomiędzy seriami Riordana. Nie mogę którejś kochać całym sercem tylko jednej serii, bo co z miłością do innych książek? Jednak skoro mam zdecydować to Olimpijscy Herosi, bo Leo.

Cold Coffe ~ książka, o której nikt nie wie, a jednak ją kochasz

     Play Javiera Ruescasa 💖 Jest to naprawdę mało znana książka, ale ma to coś, że nie można się od niej oderwać, mimo że nie jest jakoś specjalnie wybitna. Nie mogę doczekać się trzeciej części w Polsce!

Castle on the Hill ~ książka, z którą masz bardzo dobre wspomnienia

     Właściwie to z prawie każdą książką mam dobre wspomnienia. Jedną z książek, które najmilej wspominam jest NERVE Jeanne Ryan

Tenerife Sea ~ książka z niebieską okładką

This ~ pierwsza książka z serii, którą lubisz

     Krąg, pierwsza część Trylogii Engelsfors Autorstwa Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren.

Runaway ~ książka, którą wybiegłeś kupić

     Apollo i boskie próby: Ukryta wyrocznia Ricka Riordana. Było to już kilka dni po premierze w dzień urodzin mojego brata. Pojechałam z mamą na zakupy i gdy mijałyśmy centrum handlowe poprosiłam ją żeby zjachała. Wybiegłam z auta i po kilku minutach wróciłam z tą właśnie książką. Było warto.

The A Team ~ książka, po którą sięgniesz ponownie

     Wybacz mi, Leonardzie? Nie no, to by już była przesada, chociaż to prawda. Teraz zasięgnę do lektur, a dokładnie chodzi mi o Buszującego w Zbożu Jerome'a Davida Salingera.

Shape of you ~ książka ze świetnie wykreowanymi bohaterami

     I tu zaczynają się moje tytuły. Uważam, że taką książką jest zdecydowanie Cień Wiatru Carlosa Ruiza Zafona

I see fire ~ książka, która ukazuje najbardziej prawdopodobną przyszłość

     Jak wiecie powstaje wiele książek o przyszłości, głównie tej złej. Według mnie, mimo wszystko, najbardziej prawdopodobne są Igrzyska Śmierci Suzanne Collins, a także NERVE Jeanne Ryan.

Bloodstream ~ książka pozostawiająca natłok emocji

     I tu znowu... nie, nie Wybacz mi, Leonardzie (chociaż też się zalicza). Tym razem powtórzę Złodziejkę Książek Markusa Zusaka, ponieważ to jest niepowtarzalna opowieść.

Lay it all on me ~ nominacje

     Nominuję Julię prowadzącą bloga Z NOSEM W KSIĄŻKACH i Magdę z Pomiędzy Wersami

wtorek, 14 lutego 2017

...spotkam człeka co buszuje w zbożu

01:40 2
   Nie przepadam pisać o lekturach szkolnych. Właściwie jeszcze mi się to nie zdarzyło. Większość lektur jest nudna i zbyt oczywista, oczywiście według mnie. Nie skłaniają zbytnio do przemyśleń, ani nie pobudzają w nas pragnienia podążania tą samą ścieżką co główny bohater. Jednak tym razem lektura, ostatnia już w gimnazjum, tknęła mnie. Nie jestem pewna co spowodowało początkowe zaciekawienie po pierwszych rozdziałach - prawdopodobnie to, że główny bohater jest podobny do Leonarda Pecocka z mojej ukochanej książki Wybacz mi, Leonardzie, o której już niejednokrotnie wam wspominałam. Obie książki dzielą 62 lata, a jednak są w jakiś sposób podobne. Lektura, nad którą będę się tym razem rozwodzić, została napisana przez Jerome'a Davida Salingera i nosi tytuł Buszujący w zbożu.
     Jeśli spotka człek takiego, co buszuje w zbożu
     Buszujący w zbożu to opowieść o szesnastoletnim chłopaku z Nowego Jorku, który niedawno został wylany z już czwartej szkoły, w której się uczył. Ten chłopak to Holden Caulfield, który pochodzi z zamożnej rodziny. Postanawia jak najszybciej uciec ze szkoły, więc zabiera walizki i jedzie do swojego miasta. Jednak nie ma zamiaru na razie wracać do domu - włóczy się po mieście, chodzi do klubów, wypala jedną paczkę za drugą, pije szkocką z wodą sodową i próbuje pozbyć się samotności.
     Jak już wspomniałam Holden Caulfield trochę przypomina mi Leonarda, chociaż nie ma myśli samobójczych. Jest dość inteligentnym wariatem. To określenie chyba najbardziej do niego pasuje. Dużo przeklina, ale ogólnie jest w porządku - mimo że prawie cały czas wspomina o tym, jak to ludzie mało co wiedzą i rozumieją. Jako narrator narzeka na bardzo wiele rzeczy - na kino, na teatr, na nadętych snobów, na swoje byłe, na swoich byłych współlokatorów, na ludzi mało inteligentnych, na inteligentów, na nudziarzy... właściwie na każdy rodzaj człowieka z "wyższych sfer", jaki przyjdzie wam do głowy. Ale bardzo lubi dzieci. Szczególnie te bystre.
     W piosence zamiast spotka, jak to jest w wierszu, występuje złapie. Właśnie to chciałby robić Holden - łapać dzieci buszujące w zbożu, gdy podbiegną za blisko krawędzi urwiska. Krawędź ta chyba jest metaforą dorosłości - kiedy zazwyczaj człowiek staje się zepsuty, nic mu się nie podoba i na wszystko psioczy.
     Bo czy człowiek może wiedzieć, jak to z nim będzie?
     Podobno książka J. D. Salingera jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych książek XX wieku, a nawet wszech czasów. Właściwie nie wiem dlaczego. Jasne, rozumiem dlaczego ochrzczono go pierwszym tytułem, ale drugi? Przecież opisywane w książce sytuacje są obecnie w niektórych środowiskach normalne, np. wypalanie przez szesnastolatka jednej paczki za drugą.
     Książka bardzo mi się spodobała. Narzekania bohatera nie są uciążliwe. Gdyby ktoś mnie zapytał, o czym traktuje powieść, bez wahania rzekłabym, że o samotności. Nie o buncie, nie o zastanawianiu się nad przyszłością, tylko o samotności. Holden jest cholernie samotny. Mam wrażenie, że czuje się samotny odkąd jego młodszy brat Allie, do którego był bardzo przywiązany zmarł na gruźlicę trzy lata wcześniej. Dlatego szukał kogoś z kim mógłby porozmawiać, jednak chyba nawet, gdy z kimś był, czuł się opuszczony. A może trochę za bardzo dramatyzuję?
     Buszujący w zbożu skłoniła mnie do zastanowienia się nad tym, jaka jestem oraz nad tym, co mam zamiar ze sobą zrobić. Nad tym jak bardzo się zmieniłam, w ciągu mijających we wrześniu trzech lat. Tknęła we mnie coś jeszcze, ale nie mogę za bardzo określić co. Czasami tak jest, że coś nas powala, ale nie potrafimy powiedzieć dlaczego. Poczułam sympatię do tej opowieści, po którą z pewnością jeszcze sięgnę.

środa, 1 lutego 2017

...tańczę w iście teksańskim stylu

14:13 4
     Mimo że premiera książki była 1 lutego, ja posiadam ją już od 27 stycznia... Tak jakoś przyszła do mnie wcześniej z niewiadomych powodów. Pierwsza część o tytule Big Red Tequila z 1997 zachwyciła mnie totalnie. Teraz nadszedł czas na drugą część serii Tres Navarre autorstwa Ricka Riordana - Taniec wdowca z 1998.

     Akcja dzieje się dwa lata od ostatnich zdarzeń. Jacksonowi Tresowi Navarre zostało zaledwie kilka godzin oficjalnej praktyki, aby otrzymać licencję prywatnego detektywa, chociaż przez chwilę się zastanawia czy nie zmienić swojego zawodu. Właśnie zajmuje się sprawą zaginionej kasety z nagraniem demo Mirandy Daniels, która ma szansę na wielką międzynarodową karierę. Dodatkowo zostaje zabita członkini jej zespołu, a producent muzyczny znika bez śladu... Tres nie może się powstrzymać od wpakowania się w samo centrum sprawy i sprzedania paru kopniaków.
   Policjanci wiedzą, że sprawcy są głupi, ale i tak czasami ich lekceważą. (...) Większość ludzi, którym zbrodnia uchodzi na sucho, wcale nie wykazuje się specjalną mądrością. Postępują w dostatecznie idiotyczny sposób, żeby zbić policję z tropu.
     W kwestii książek Riordana chyba nie potrafię być obiektywna. Uważam, że Taniec wdowca to kolejna świetna książka autora, chociaż trochę bardziej bawiłam się przy poprzedniej części, jednak zdążyłam się już przyzwyczaić, że większość duugich części jest gorsza - np. Wodospad Lauren Kate, W pierścieniu ognia Suzanne Collins czy Elita Kiery Cass Niemniej jest to bardzo wciągający kryminał już od pierwszych stron. Chociaż w pewnych momentach nie umiałam się połapać, ponieważ trochę zmieniło się w czasie tych dwóch lat oraz znowu powracają wspomnienia z przeszłości.
     Główny bohater nie przestaje zaskakiwać. Tak samo jak autor. Wszyscy dobrze wiemy, że gra w branży muzycznej nie jest zupełnie czysta. I jest to świetny materiał na fabułę, chociaż nie do końca w tej książce jest to wykorzystane. Owszem, sprawa jest ciekawa i zawiła, ale nie ma w sobie tego CZEGOŚ, co miała poprzednia część, jednak i tak czekam na trzecią - Ostatni Król Teksasu. Taniec wdowca jest także trochę za bardzo przegadany w związku z przyszłością Tresa, ale nie cierpi się przy tym ;) Polecam fanom kryminałów, Ricka Riordana, Teksasu, bądź tequili, jako odprężenie po coraz dłuższych dniach.

niedziela, 29 stycznia 2017

...znam Przeklęte Dziecko

10:01 1
     Wiem, że jestem bardzo opóźniona z ostatnią opowieścią o Harrym Potterze, a właściwie o jego synu Albusie Severusie Potterze. Po trzech miesiącach od pojawienia się w księgarniach, prawi trzech miesiącach od kupienia jej na Targach oraz zaledwie kilku dniach po przeczytaniu, przedstawiam wam ósmą część przygód znanego czarownika - Harry Potter i Przeklęte Dziecko.
     Mimo że na okładce jest napisane, że ósma opowieść dzieje się dziewiętnaście lat później, tak naprawdę większość dzieje się dwadzieścia dwa lata po pokonaniu Voldemorta, gdy Albus jest w trzeciej klasie.

     Historia zaczyna się w tym samym miejscu, gdzie kończy się Harry Potter i Insygnia Śmierci. Albus boi się co się stanie, jeżeli trafi do Slytherinu. W pociągu poznaje Scorpiusa Malfoya, syna Dracona Malfoya. W Hogwarcie oboje trafiają do Slytherinu. Na trzecim roku po podsłuchaniu rozmowy ojca i Amosa, Albus chce naprawić jeden z błędów Harry'ego. Pragnie ocalić niepotrzebnego. Ocalić Cedrica Diggory'ego.
     Przyznam, że naprawdę długo zwlekałam z przeczytaniem tej części. I nie chodzi o to, że jest to dramat. Nawet nie to, że tylko w małej części autorką tego jest J. K. Rowling. Po prostu nie jestem fanką postarzania bohaterów. Nawet za epilogami nie przepadam, jeżeli wybiegają za bardzo w przyszłość. Bo przecież jeżeli zostało coś już zakończone, to po co to kontynuować?
     Nie miałam wygórowanych wymagań, bo kontynuacje na siłę zawsze są złe, więc jestem całkiem miło zaskoczona. Lekko się czyta - idealne na podróż. Akcja jest szybka, trochę nawet za. I skoro jest to dramat to nie ma za dużo opisów, za co wielkie dzięki, chociaż didaskalia są nieco zbyt... poetyckie? Nie wiem jak to inaczej nazwać.
     Najbardziej polubiłam Scorpiusa, chociaż nie zachowywał się jak swój ojciec - zaczynając od tego, że przyjaźnił się z Potterem, na tym, że był kujonem, kończąc. Albusa nie polubiłam - może to dlatego, że był lekkomyślny... nie, chyba zadecydowało o tym to, że jest synem Harry'ego i Ginny - obu nie lubię.
     Starzy bohaterowie się zmienili - Harry jest głupszy niż był, Ron upodobnił się do Freda i Georga, Hermiona stała się lekkomyślna w pewnych przypadkach, a Draco nawet polubił szlamę... Wszystko nie tak! Tylko Minerwa McGonagall pozostała taka sama.
     Podsumowując nie jestem fanką dramatu Harry Potter i Przeklęte Dziecko, chociaż chętnie obejrzałabym go w teatrze. Fanom prawdziwego Harry'ego może nie przypaść do gustu, zważając na to, że Voldemort teoretycznie nie mógł mieć dzieci... ale to są przecież szczegóły. Jest to ciekawy dramat, chociaż z kilkoma nieścisłościami. Podobała mi się ta książka, chociaż nie ma tego CZEGOŚ, co ma prawdziwy, pisany prozą Harry Potter.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

...mieszkam na Baker Street 221B

01:24 3
     Jeśli wyeliminujesz niemożliwe, reszta musi być prawdą.
     Próbowałam już nie raz o nim napisać, jednak teraz uważam, że w końcu należy to zrobić. W chwili gdy zaczęłam to pisać, minęły dokładnie trzy minuty od zakończenia ostatniego odcinka, czwartego sezonu serialu, który zmienił moje spojrzenie na świat, a tym samym mnie samą. Nie będę już dłużej przedłużać wstępu, tym bardziej, że zapewne już po tytule ogarnęliście o czym napisałam - Sherlock, jedyny serial, na który mogłam czekać wieki.
     Wiem jacy jesteście naprawdę - ćpunem, którego kręcą śledztwa i lekarzem, który nigdy nie wrócił z wojny do domu...
     Akcja dzieję się w XXI wieku. Doktor John Watson (kojarzony z hobbitami Martin Freeman) wrócił z wojny i spotyka ekscentrycznego Sherlocka Holmesa (niezrównany Benedict Cumberbatch). Jak się można spodziewać serial jest luźną adaptacją powieści sir Arthura Conan Doyle'a, jednak pokochał ją świat. Nie będę wam zdradzać co się dzieje w poszczególnych odcinkach, bo przecież nie o to chodzi.
...To bez znaczenia czy mnie wysłuchacie. Liczą się legendy, opowieści, przygody. Jesteście ostatnim azylem dla desperatów, niekochanych, prześladowanych, sądem apelacyjnym dla każdego...
     Jest to pierwszy serial, który mnie bez reszty pochłonął i który pokochałam. Jest to zarówno zasługa pomysłu, scenarzystów, jak i genialnych aktorów.
     Samego Sherlocka bardzo polubiłam, ponieważ ten geniusz, szaleniec, ekscentryk i socjopata jest mi bliski, a także uważam, że Benedict Cumberbatch jest najlepszym Sherlockiem dotychczas i dla mnie tak pozostanie. Również Watson jest według mnie świetny oraz oczywiście Jim Moriarty, w którego wcielił się Andrew Scott, którego szaleństwo i obsesja są nie do pobicia, ale trzeba umieć to zagrać, co nie?
     Podoba mi się również przeniesienie do czasów współczesnych. To dobre rozwiązanie, zważając na to, że łatwiej jest to nam przyjąć. Jednak osoby piszące scenariusz wykazały się niemałą dozą humoru, a także obłędu. To drugie ujawniło się w szczególności w ostatnim sezonie, który był niezłą jazdą. Z każdym odcinkiem wzrastał mój niepokój, wręcz strach - bałam się bardziej, niż oglądając jakikolwiek horror.
     Oczywiście zdarzały się nudnawe fragmenty. Szczególnie nie przypadł mi do gustu odcinek The Sign of Three, w którym to głównym tematem jest ślub Johna i Mary. Również pierwszy odcinek czwartego sezony był przynudnawy, a ostatnie dwadzieścia minut było okropnie melodramatyczne.
     Co Sherlock we mnie zmienił? Pomógł mi spostrzec świat inaczej, jako ogromny zbiór informacji. Nauczył mnie obserwować, a nie tylko patrzeć. Zobaczyłam zarówno wielkie sukcesy, jak i spektakularne porażki, po których bohater musiał się podnosić, ale nigdy nie dawał za wygraną.

...Gdy życie stanie się nieprawdopodobne, zbyt przerażające pozostanie zawsze ostatnia nadzieja - gdy wszystkie sposoby zawiodą, pomogą dwaj ekscentrycy z niechlujnego mieszkanka. Tkwią tam od zawsze i tam pozostaną. Najlepsi i najmądrzejsi ludzie jakich poznałam. Moi chłopcy z Baker Street - Sherlock Holmes i doktor John Watson.
     Z wywiadu z B. Cumberbatchem, a także z wielu innych źródeł, możemy się dowiedzieć, że przez kilka lat nie będzie on wznawiany. Trzy ciągnące się w nieskończoność lata czekałam z niecierpliwością na zakończenie, a teraz czuję, że nie powinni tego kręcić dalej. Czwarty sezon zakończyli tak, jak powinien zakończyć się serial - spokojnie, z wyprzedzeniem teraźniejszości. Zostały pokazane urywki spraw, których nie będzie dane nam poznać. Nie było tak jak w poprzednich sezonach wielkiego "wow" na końcu czy nagłego urwania akcji. Nastąpiło podsumowanie minionych wydarzeń, lat i dwóch głównych postaci - Sherlocka i Johna. Dla mnie było to pożegnanie. Nie znaczy to, że do serialu już nie wrócę - obejrzę go ponownie na pewno i to nie jeden raz, ale chyba będę trochę zawiedziona jeżeli zdecydują się go wznowić. Należy się pogodzić z tym, że wszystko kiedyś przemija, bohaterzy stają się draniami, a historia wielkiego Sherlocka Holmesa zawsze musi się zakończyć.
    Powiedziałeś mi kiedyś, że nie jesteś bohaterem. Czasami wątpiłem, czy w ogóle jesteś człowiekiem...

sobota, 31 grudnia 2016

...należę do Kręgu

07:49 3
     Prawdopodobnie jest to ostatni post w tym jakże wspaniałym dla mnie roku 2016 i mimo że do zrecenzowania mam jeszcze kilka innych książek, m. in. drugą część Magnusa, dwie części Silver, Osobliwy dom Pani Perrigrine i jeszcze trochę, to zdecydowałam się na pierwszą część trylogii Engelsfors, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie pod koniec tego roku.

     Akcja książki Krąg Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren rozgrywa się w nudnym, zwyczajnym szwedzkim miasteczku Engelsfors, a jej bohaterkami są pięć dziewczyn, które właśnie zaczęły naukę w liceum i kompletnie się od siebie różnią: Vanessa - popularna imprezowiczka, Minoo - nieciekawa kujonka, Anna-Karin - prześladowana od podstawówki, Linnèa - narwana emo oraz Ida - po prostu suka. Już zaraz na początku dochodzi w szkole do serii niecodziennych wydarzeń, takich jak samobójstwo Eliasa - przyjaciela Linnèi, a dziewczyny podejrzewają, że jest z nimi powiązana dyrektorka liceum - Adrianna Lopez. Zaraz na początku u jednej z nich pojawia się nowa zdolność - Vanessa pewnego dnia staje się niewidzialna. Gdy na niebie pojawia się czerwony księżyc, który widzą tylko nieliczni zaczyna się ich przygoda...

     Krąg zainteresował mnie już w pierwszym rozdziale poprzez śmierć Eliasa. Jest w niej to coś, co sprawia, że nie chce kończyć się jej czytać i pragnie się natychmiast dostać odpowiedzi na wszystkie pytania i zagadki. Wiele razy fabuła zmienia swój bieg o sto osiemdziesiąt stopni i tylko czasami zwalnia tempo. To tempo według mnie jest nawet trochę irytujące - wydarzenia, które powinny być krótkie dla mnie toczą się w nieskończoność, natomiast te fragmenty trzymające w napięciu, np. wewnętrzna walka z demonem czy starcie na końcu książki, są trochę przykrótkie. Nie podoba mi się również to, że zło nie ma żadnej swojej nazwy, tylko jest po prostu Złem.
     Bohaterki są wielowymiarowe, stopniowo poznajemy ich psychikę, jednak nie na tyle, żeby od razu wszystko wiedzieć, bo przecież musi coś zostać na pozostałe dwie części. Niestety mało dowiadujemy się o Idzie, ale mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni, bo byłoby to tak trochę niesprawiedliwe. Najbardziej denerwującą mnie postacią zdecydowanie jest Anna-Karin, którą nieustannie czytam jako Anna Karenina, ponieważ najpierw coś robi, potem całkowicie się z tego wycofuje i nie ma zamiaru używać swojej mocy. Jest dziecinna. Na razie jeszcze nie mam ulubionej postaci.  Pardon - czułam sympatię do jednej postaci jednak ona już się nie pojawi. To jest przykre. Bardzo polubiłam Nicolausa, przewodnika czarownic, i jego kota. Jednooki Kot jest naprawdę spoko.
     Mimo kilku wad Krąg Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren to nieustannie trzymająca w napięciu lektura i bardzo miłe zaskoczenie na koniec tego roku. Wprawdzie jest o magii, jednak jeszcze w tej części nie jest to jakieś pierwszoplanowe, ale to zapewne też się jeszcze zmieni. Polecam wszystkim wielbicielom fantastyki i niech nie zrażą was trochę trudne do przeczytania szwedzkie słowa.
     Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego roku! 😘

sobota, 26 listopada 2016

...dostrzegam Wszystko to, co wyjątkowe

03:38 3
     Książka, której nie mogłam się doczekać, ale czy warto było czekać? Kolejny wielki sukces czy może tym razem wielka klapa? To i wiele więcej w tym właśnie poście o powieści jedynego i niepowtarzalnego Matthew Quicka Wszystko to co wyjątkowe.

     Główną bohaterką jest Nanetee O'Hare, a wszystko zaczyna się od tajemniczej powieści pt.: Kosiarz Balonówki i pechowych Walentynek. Nanetee jest gwiazdą szkolnej drużyny piłkarskiej, jednak od kilku lat marzy o tym, żeby z nią skończyć. Nie myśli o przyszłości, nie jest typową nastolatką. Przeżyła kilka trudnych okresów w życiu, jednak kiedy poznaje Alexa wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Zostaje buntowniczką, mówi wszystko co myśli, opuszcza drużynę i pokazuje całemu światu środkowy palec. Razem z Alexem chce odkryć tajemnicę Kosiarza i jego autora.

     Co myślę o Wszystko to co wyjątkowe? Powiem tak - zawiodłam się, Panie Quick. Wprawdzie jest to dobra książka, ale naprawdę słaba w porównaniu z innymi jego autorstwa. Porusza bardzo ciekawy temat tego, jak zmieniamy się pod wpływem książek, jednak nie zachwyciła mnie.
     Jestem także zdegustowana tym, że to nie Moondrive (Wydawnictwo Otwarte) wydał tę książkę i to nie tylko dlatego, że nie pasuje do pozostałych. Po prostu od razu czuć, że coś nie pasuje - inne kartki, inna czcionka...
     Jeżeli ktoś nie czytał poprzednich powieści Quicka to być może Wszystko to co wyjątkowe spodoba mu się. Nie porusza, raczej traktuje o lekkomyślności nastolatków. Ale nie takiej lekkomyślności "w normie" tylko takiej mocno przesadzonej. Trudno mi nawet cokolwiek napisać o tej powieści, bo nawet nie wywołała u mnie żadnych uczuć.
     Jednak coś mi się w tej książce podoba: tajemnica powstania Kosiarza Balonówki. Kogo z nas nie intryguje to, dlaczego książka powstała, jakie były intencje autora, co go skłoniło do stworzenia takich a nie innych postaci i właśnie takiej historii?
     Jak już wcześniej napisałam podoba mi się to, że Quick uwzględnił w tej powieści to, jak możemy się zmieniać pod wpływem książek. Na mnie bardzo wywarły wpływ Wybacz mi, Leonardzie i Prawie jak gwiazda rocka jego autorstwa, Złodziejka książek Markusa Zusaka i tak właściwie uważam, że większość przeczytanych przeze mnie pozycji literackich w jakiś sposób mnie zmieniło.