niedziela, 29 stycznia 2017

...znam Przeklęte Dziecko

10:01 1
     Wiem, że jestem bardzo opóźniona z ostatnią opowieścią o Harrym Potterze, a właściwie o jego synu Albusie Severusie Potterze. Po trzech miesiącach od pojawienia się w księgarniach, prawi trzech miesiącach od kupienia jej na Targach oraz zaledwie kilku dniach po przeczytaniu, przedstawiam wam ósmą część przygód znanego czarownika - Harry Potter i Przeklęte Dziecko.
     Mimo że na okładce jest napisane, że ósma opowieść dzieje się dziewiętnaście lat później, tak naprawdę większość dzieje się dwadzieścia dwa lata po pokonaniu Voldemorta, gdy Albus jest w trzeciej klasie.

     Historia zaczyna się w tym samym miejscu, gdzie kończy się Harry Potter i Insygnia Śmierci. Albus boi się co się stanie, jeżeli trafi do Slytherinu. W pociągu poznaje Scorpiusa Malfoya, syna Dracona Malfoya. W Hogwarcie oboje trafiają do Slytherinu. Na trzecim roku po podsłuchaniu rozmowy ojca i Amosa, Albus chce naprawić jeden z błędów Harry'ego. Pragnie ocalić niepotrzebnego. Ocalić Cedrica Diggory'ego.
     Przyznam, że naprawdę długo zwlekałam z przeczytaniem tej części. I nie chodzi o to, że jest to dramat. Nawet nie to, że tylko w małej części autorką tego jest J. K. Rowling. Po prostu nie jestem fanką postarzania bohaterów. Nawet za epilogami nie przepadam, jeżeli wybiegają za bardzo w przyszłość. Bo przecież jeżeli zostało coś już zakończone, to po co to kontynuować?
     Nie miałam wygórowanych wymagań, bo kontynuacje na siłę zawsze są złe, więc jestem całkiem miło zaskoczona. Lekko się czyta - idealne na podróż. Akcja jest szybka, trochę nawet za. I skoro jest to dramat to nie ma za dużo opisów, za co wielkie dzięki, chociaż didaskalia są nieco zbyt... poetyckie? Nie wiem jak to inaczej nazwać.
     Najbardziej polubiłam Scorpiusa, chociaż nie zachowywał się jak swój ojciec - zaczynając od tego, że przyjaźnił się z Potterem, na tym, że był kujonem, kończąc. Albusa nie polubiłam - może to dlatego, że był lekkomyślny... nie, chyba zadecydowało o tym to, że jest synem Harry'ego i Ginny - obu nie lubię.
     Starzy bohaterowie się zmienili - Harry jest głupszy niż był, Ron upodobnił się do Freda i Georga, Hermiona stała się lekkomyślna w pewnych przypadkach, a Draco nawet polubił szlamę... Wszystko nie tak! Tylko Minerwa McGonagall pozostała taka sama.
     Podsumowując nie jestem fanką dramatu Harry Potter i Przeklęte Dziecko, chociaż chętnie obejrzałabym go w teatrze. Fanom prawdziwego Harry'ego może nie przypaść do gustu, zważając na to, że Voldemort teoretycznie nie mógł mieć dzieci... ale to są przecież szczegóły. Jest to ciekawy dramat, chociaż z kilkoma nieścisłościami. Podobała mi się ta książka, chociaż nie ma tego CZEGOŚ, co ma prawdziwy, pisany prozą Harry Potter.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

...mieszkam na Baker Street 221B

01:24 3
     Jeśli wyeliminujesz niemożliwe, reszta musi być prawdą.
     Próbowałam już nie raz o nim napisać, jednak teraz uważam, że w końcu należy to zrobić. W chwili gdy zaczęłam to pisać, minęły dokładnie trzy minuty od zakończenia ostatniego odcinka, czwartego sezonu serialu, który zmienił moje spojrzenie na świat, a tym samym mnie samą. Nie będę już dłużej przedłużać wstępu, tym bardziej, że zapewne już po tytule ogarnęliście o czym napisałam - Sherlock, jedyny serial, na który mogłam czekać wieki.
     Wiem jacy jesteście naprawdę - ćpunem, którego kręcą śledztwa i lekarzem, który nigdy nie wrócił z wojny do domu...
     Akcja dzieję się w XXI wieku. Doktor John Watson (kojarzony z hobbitami Martin Freeman) wrócił z wojny i spotyka ekscentrycznego Sherlocka Holmesa (niezrównany Benedict Cumberbatch). Jak się można spodziewać serial jest luźną adaptacją powieści sir Arthura Conan Doyle'a, jednak pokochał ją świat. Nie będę wam zdradzać co się dzieje w poszczególnych odcinkach, bo przecież nie o to chodzi.
...To bez znaczenia czy mnie wysłuchacie. Liczą się legendy, opowieści, przygody. Jesteście ostatnim azylem dla desperatów, niekochanych, prześladowanych, sądem apelacyjnym dla każdego...
     Jest to pierwszy serial, który mnie bez reszty pochłonął i który pokochałam. Jest to zarówno zasługa pomysłu, scenarzystów, jak i genialnych aktorów.
     Samego Sherlocka bardzo polubiłam, ponieważ ten geniusz, szaleniec, ekscentryk i socjopata jest mi bliski, a także uważam, że Benedict Cumberbatch jest najlepszym Sherlockiem dotychczas i dla mnie tak pozostanie. Również Watson jest według mnie świetny oraz oczywiście Jim Moriarty, w którego wcielił się Andrew Scott, którego szaleństwo i obsesja są nie do pobicia, ale trzeba umieć to zagrać, co nie?
     Podoba mi się również przeniesienie do czasów współczesnych. To dobre rozwiązanie, zważając na to, że łatwiej jest to nam przyjąć. Jednak osoby piszące scenariusz wykazały się niemałą dozą humoru, a także obłędu. To drugie ujawniło się w szczególności w ostatnim sezonie, który był niezłą jazdą. Z każdym odcinkiem wzrastał mój niepokój, wręcz strach - bałam się bardziej, niż oglądając jakikolwiek horror.
     Oczywiście zdarzały się nudnawe fragmenty. Szczególnie nie przypadł mi do gustu odcinek The Sign of Three, w którym to głównym tematem jest ślub Johna i Mary. Również pierwszy odcinek czwartego sezony był przynudnawy, a ostatnie dwadzieścia minut było okropnie melodramatyczne.
     Co Sherlock we mnie zmienił? Pomógł mi spostrzec świat inaczej, jako ogromny zbiór informacji. Nauczył mnie obserwować, a nie tylko patrzeć. Zobaczyłam zarówno wielkie sukcesy, jak i spektakularne porażki, po których bohater musiał się podnosić, ale nigdy nie dawał za wygraną.

...Gdy życie stanie się nieprawdopodobne, zbyt przerażające pozostanie zawsze ostatnia nadzieja - gdy wszystkie sposoby zawiodą, pomogą dwaj ekscentrycy z niechlujnego mieszkanka. Tkwią tam od zawsze i tam pozostaną. Najlepsi i najmądrzejsi ludzie jakich poznałam. Moi chłopcy z Baker Street - Sherlock Holmes i doktor John Watson.
     Z wywiadu z B. Cumberbatchem, a także z wielu innych źródeł, możemy się dowiedzieć, że przez kilka lat nie będzie on wznawiany. Trzy ciągnące się w nieskończoność lata czekałam z niecierpliwością na zakończenie, a teraz czuję, że nie powinni tego kręcić dalej. Czwarty sezon zakończyli tak, jak powinien zakończyć się serial - spokojnie, z wyprzedzeniem teraźniejszości. Zostały pokazane urywki spraw, których nie będzie dane nam poznać. Nie było tak jak w poprzednich sezonach wielkiego "wow" na końcu czy nagłego urwania akcji. Nastąpiło podsumowanie minionych wydarzeń, lat i dwóch głównych postaci - Sherlocka i Johna. Dla mnie było to pożegnanie. Nie znaczy to, że do serialu już nie wrócę - obejrzę go ponownie na pewno i to nie jeden raz, ale chyba będę trochę zawiedziona jeżeli zdecydują się go wznowić. Należy się pogodzić z tym, że wszystko kiedyś przemija, bohaterzy stają się draniami, a historia wielkiego Sherlocka Holmesa zawsze musi się zakończyć.
    Powiedziałeś mi kiedyś, że nie jesteś bohaterem. Czasami wątpiłem, czy w ogóle jesteś człowiekiem...