sobota, 26 listopada 2016

...dostrzegam Wszystko to, co wyjątkowe

03:38 3
     Książka, której nie mogłam się doczekać, ale czy warto było czekać? Kolejny wielki sukces czy może tym razem wielka klapa? To i wiele więcej w tym właśnie poście o powieści jedynego i niepowtarzalnego Matthew Quicka Wszystko to co wyjątkowe.

     Główną bohaterką jest Nanetee O'Hare, a wszystko zaczyna się od tajemniczej powieści pt.: Kosiarz Balonówki i pechowych Walentynek. Nanetee jest gwiazdą szkolnej drużyny piłkarskiej, jednak od kilku lat marzy o tym, żeby z nią skończyć. Nie myśli o przyszłości, nie jest typową nastolatką. Przeżyła kilka trudnych okresów w życiu, jednak kiedy poznaje Alexa wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Zostaje buntowniczką, mówi wszystko co myśli, opuszcza drużynę i pokazuje całemu światu środkowy palec. Razem z Alexem chce odkryć tajemnicę Kosiarza i jego autora.

     Co myślę o Wszystko to co wyjątkowe? Powiem tak - zawiodłam się, Panie Quick. Wprawdzie jest to dobra książka, ale naprawdę słaba w porównaniu z innymi jego autorstwa. Porusza bardzo ciekawy temat tego, jak zmieniamy się pod wpływem książek, jednak nie zachwyciła mnie.
     Jestem także zdegustowana tym, że to nie Moondrive (Wydawnictwo Otwarte) wydał tę książkę i to nie tylko dlatego, że nie pasuje do pozostałych. Po prostu od razu czuć, że coś nie pasuje - inne kartki, inna czcionka...
     Jeżeli ktoś nie czytał poprzednich powieści Quicka to być może Wszystko to co wyjątkowe spodoba mu się. Nie porusza, raczej traktuje o lekkomyślności nastolatków. Ale nie takiej lekkomyślności "w normie" tylko takiej mocno przesadzonej. Trudno mi nawet cokolwiek napisać o tej powieści, bo nawet nie wywołała u mnie żadnych uczuć.
     Jednak coś mi się w tej książce podoba: tajemnica powstania Kosiarza Balonówki. Kogo z nas nie intryguje to, dlaczego książka powstała, jakie były intencje autora, co go skłoniło do stworzenia takich a nie innych postaci i właśnie takiej historii?
     Jak już wcześniej napisałam podoba mi się to, że Quick uwzględnił w tej powieści to, jak możemy się zmieniać pod wpływem książek. Na mnie bardzo wywarły wpływ Wybacz mi, Leonardzie i Prawie jak gwiazda rocka jego autorstwa, Złodziejka książek Markusa Zusaka i tak właściwie uważam, że większość przeczytanych przeze mnie pozycji literackich w jakiś sposób mnie zmieniło.

sobota, 19 listopada 2016

...o tym kto mnie inspiruje

06:03 0
     Obiecałam wam post o "Wszystko to, co wyjątkowe", jednak z tym postem zwlekam już przynajmniej pół roku. Więc nie przedłużając: o osobach, blogach, książkach i piosenkach, czyli o tym kto mnie inspiruje.
     W życiu potrzebujesz inspiracji, albo desperacji.
~Anthony Robbins
A oto Ola we własnej osobie...
Nie dość, że świetnie pisze to jeszcze robi cudne zdjęcia *-*
     Jako pierwsza: niepowtarzalna Aleksandra Klisko, prowadząca blog Antypatycznie.pl, o którym sama pisze: "Lekko ironicznie, z pewnością subiektywnie o absurdach. Długopisem vege, homo, lewaka. Czyli marazm i degrengolada." oraz "Czym jest ? Stroną o wszystkim i niczym. Krótko i na temat, co gryzie i podnieca. O drobnostkach i rzeczach wielkich. W Polsce i daleko niż dalej." Czytam jej blog od jakiś sześciu miesięcy i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny wpis. Motywuje do działania i poniekąd zmieniania siebie, a także świata, chociaż może sama nie jest tego świadoma. Po prostu czytając jej bloga chce się więcej, więcej i jeszcze więcej. Jasne, że to co pisze nie trafi do każdego, ale może warto się zatrzymać, przeczytać i pomyśleć? Osobiście uważam, że mogę śmiało uznać ją za mój autorytet.

     Kolejna osoba to moja koleżanka ze szkoły - Ania. Takie zwykłe imię i z wyglądu nie przypomina
osoby, która może inspirować, a tym bardziej wolontariuszki pomagającej ludziom, jednak to właśnie dzięki niej także zostałam wolontariuszką w Ośrodku Edukacyjno-Leczniczo-Rehabilitacyjnym. Po raz pierwszy zetknęłam się z nią w drugiej klasie gimnazjum na spotkaniu Samorządu Uczniowskiego, a potem współpracowałam z nią podczas szkolnego wolontariatu. We wrześniu zachęciła mnie do zapisania się na wolontariat do Ośrodka. Zapisałam się, pojechałam, dalej jeżdżę, ale co ważne - patrząc, ile ona wkłada serca w zajmowaniu się tymi dziećmi... To serce właśnie mnie inspiruje do bycia po prostu (albo aż) lepszym.
     Płynie się zawsze do źródeł pod prąd. Z prądem płyną śmiecie.
~Zbigniew Herbert
     Autor mojej ulubionej książki Wybacz mi, Leonardzie, czyli Matthew Quick nie tyle inspiruje, co zmusza na dostrzeganie problemów różnych ludzi i pomagania im. Inspiruje do pracy nad sobą, pokazywania prawdziwego siebie i wyłamywania się poza schemat, i to nie "w przyszłości", ale "teraz".
     We run for cover like a skyscraper's fallin down 
~Green Day Troubled Times
     Czas na muzykę, więc na jedną z ważniejszych rzeczy w moim życiu. Dwóch moich ukochanych artystów - Ed Sheeran i Troye Sivan, a także najwspanialszy według mnie zespół - Green Day. W jaki sposób mnie inspirują? Ci dwaj pierwsi z pewnością dogłębnie porusza mnie swoimi głosami i muzyką. A co z Green Day'em? Oni, a tak właściwie Billie Joe Armstrong, zawierają w swoich tekstach prawdę o otaczającym ich, a także nas, świecie.
     Glazed eyes, empty hearts
Buying happy from shopping carts

~Troye Sivan Happy Little Pill
     Tak naprawdę inspiruje mnie całe mnóstwo rzeczy i ludzi, których nie sposób wszystkich tu wymienić, dlatego wybrałam tylko najważniejszych. Bez nich nie robiłabym tego, co robię i nie byłabym tym, kim jestem.

wtorek, 1 listopada 2016

...odwiedzę kilka Targów Książki 😍 #2

08:21 1
      W sobotę przybyłam, zobaczyłam i zwyciężyłam. Co takiego? Oczywiście XX Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie! 29 października odbył się trzeci dzień Targów, w których uczestniczyłam w tym właśnie dniu. Co widziałam i kupiłam? Kogo spotkałam i co zdobyłam? O tym właśnie w tym poście.

Jak to mniej więcej wyglądało?

     Tak jak w zeszłym roku Targi Książki odbywały się w Expo Kraków i trwały cztery dni - od czwartku (27 października) do niedzieli (30 października). W zeszłym roku myślałam, że jest bardzo dużo ludzi, ale to co się działo w sobotę to była jakaś totalna masakra - a niby Polacy nie czytają książek. Chociaż mogli ich też przyciągnąć takie osoby jak Martyna Wojciechowska, Robert Makłowicz, Wojciech Cejrowski czy Margaret. Oprócz nich byli oczywiście wspaniali pisarze, np.: Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe). Niestety nie było w tym roku żadnego zagranicznego autora książek dla młodzieży nad czym ubolewam.
Wiki z Tysiąc Żyć Czytelnika
 i jej "mały" stosik książek
Martyna Wojciechowska...
Ciekawe czy w końcu podpisała wszystkie książki...

Co kupiłam?

     Oczywiście książki :D Są to: Magnus Chase i bogowie Asgardu: Młot Thora Ricka Riordana, Harry Potter i Przeklęte Dziecko, Silver Kristen Gier oraz Ale Ciacho! Damiana Kordasa (dokładnie w tej kolejności). Zabawne dla mnie jest to, że zanim poszłam na Targi to byłam w Saturnie i kupiłam trzy płyty... tego samego zespołu! Są to Revolution Radio, American Idiot i 21st Century Breakdown Green Day'a :) Kupiłam sobie jeszcze etui na książki, aby nie niszczyły się one, gdy biorę je do szkoły oraz pozbierałam kilka zakładek.
Moje zdobycze ♥
Let's take a selfie :'D

Kogo spotkałam?

     Tak jak w zeszłym roku czekałam półtorej godziny, jednak nie z powodu tłumu, ale po prostu tej osobie spóźnił się pociąg. A kto to taki? Zwycięzca czwatej edycji MasterChefa Damian Kordas! W sumie spotkanie z nim było jednym z głównych powodów dlaczego pojechałam. Byłam jedną z pierwszych osób, którym podpisywał książkę ♥ Rozmawiałam z nim kilka minut i jest bardzo, bardzo pozytywną i sympatyczną osobą :)

Mam dość tłumu i ludzi!

     Czas na negatywną stronę Targów Książki - tłum. Można pomyśleć, że spotka się tam samych spokojnych i kulturalnych ludzi... nic bardziej mylnego! Czekając na Kordasa stałam w tłumie przy stanowisku, gdzie miał podpisywać książki. W tym czasie książki podpisywała Nela Mała Podróżniczka, a rodzice z dziećmi tak bardzo się pchali, że niemal zostałam zmiażdżona. Najbardziej wkurzyły mnie dwie osoby: wysoka kobieta w szarym płaszczu i facet z wózkiem. Najpierw o tej pierwszej - stałam sobie spokojnie w "pierwszym rzędzie", ona znikąd się pojawiła i zaczęła się rozpychać. Zajmowała więcej miejsca niż trzech ludzi. Serio! A co z facetem z wózkiem? Po pierwsze co za idiota bierze dziecko w dużej spacerówce na Targi, gdzie jest taki ogrom ludzi i do tego staje w najbardziej licznej i ciasnej kolejce! Jednak co tak naprawdę mnie w nim wkurzyło? Opiekunka stoiska powiedziała, że wszyscy mają zrobić krok do tyłu, a ten wyjechał do mnie z pretensjami "co ty robisz, jak możesz się tak rozpychać". Pominę już fakt, że on pojawił się znikąd, więc on ewidentnie musiał się przepchać. Niemniej zrobiło mi się przykro, bo nienawidzę, gdy ktoś oskarża bezpodstawnie, a jeszcze bardzie, gdy ta osoba jest totalnie nieokrzesana i nieodpowiedzialna. Na szczęście jeden ze sprzedawców wpuścił mnie, gdy powiedziałam, że chcę się dostać do Damiana, a nie do Neli. Mina faceta z wózkiem była bezcenna.
♥♥♥

Podsumowując

      Może i mam na jakiś czas ludzi, ale 29 października z pewnością nie był dniem zmarnowanym. Zawsze miło pobyć z osobami mniej więcej swojego pokroju. Jeżeli byliście to koniecznie napiszcie w komentarzach swoje wrażenia! Do zobaczenia w przyszłym roku :)
      A już za niedługo pojawi się recka książki Matthewa Quicka Wszystko to, co wyjątkowe. Już teraz zapraszam!

...Bu! - Halloween Book Tag

07:04 0
     Najpierw miał być post o Targach Książki w Krakowie, jednak czekam na zdjęcia, a z tym postem nie mogę za bardzo czekać... Tak więc tag książkowy (kto by się spodziewał) w tematyce Halloween. Nominowana zostałam przez Paulinę z Volusequat, która współtworzyła ten tag razem z Filipem (Puffonem), który prowadzi blog Filip w Labiryncie Książek.

1. Wilkołak - książka, w której występują czworonogi

     Hm... Niech będzie Wyścig Śmierci Maggie Stiefvater. Występują tam konie, więc raczej na pewno zalicza się do tej kategorii.

2. Wampir - książka z dużą ilością krwawych walk

     I tu mam problem. Gdyby chodziło o samą ilość krwi nie byłoby problemu, ale walki? Hm... Chyba Dar Julii Taherah Mafi... Serio, nie mam innego pomysłu.

3. Cerber - książka z wątkiem mitologii

     Oczywiście, że jest to książka Ricka Riordana, tylko którą to wybrać... Niech będzie Magnus Chase i bogowie Asgardu: Młot Thora, bo właśnie czytam :)

4. Dynia - książka z denerwującymi bohaterami

     Mam tylko jedno pytanie... Dlaczego dynia?! Nie ogarniam :/ Ale dobra. Książka z denerwującymi bohaterami to zdecydowanie Wyścig Jenny Martin.

5. Cukierek, albo psikus - najzabawniejsza książka

     Najchętniej napisałabym, że Apollo i boskie próby: Ukryta Wyrocznia Riordana, ale przecież nie będę dawać dwóch książek tego samego autora. Wybieram więc Wybacz mi, Leonardzie Matthewa Quicka, bo może nie jest o zbyt zabawnym temacie, ale ja prawie nieustannie się śmiałam.

6. Kostiumy - książka, w której bohater ukrywa swoje "prawdziwe ja"

     I tu znowu mam problem, bo od razu nic nie przychodzi mi do głowy. Mam! Mroczne Umysły Alexandry Bracken.

7. Koniec psot - książka, która skończyła się za szybko

     Zdecydowanie Korona Kiery Cass. Książka kończy się tak nagle i szybko, że ma się wrażenie jakby autorce przestało się chcieć pisać.

8. Apokalipsa zombie - kogo tagujesz?

     Jako, że już po Halloween nie taguję nikogo... Chyba, że chcecie wykonać ten Tag - możecie się wtedy czuć nominowani.

niedziela, 25 września 2016

...jestem Graczem

09:47 1
    - Miłe jest przereklamowane - mówię. Tak samo jak odpowiedzialne, lojalne oraz każdy inny przymiotnik, którym zostałam opisana w księdze pamiątkowej naszej klasy.
     Agresja napędza agresję, pieniądze napędzają pieniądze, a w tym wypadku gra napędza grę. Witam w, być może nieodległej przyszłości, gdzie adrenalina u większości to podstawa.
     Serce wali mi jak sportowcowi, a im bardziej tłum wiwatuje, tym czuję się bardziej podniecona. Podejrzewam, że to właśnie napędza celebrytów.
     Vee, główna bohaterka, jest ukryta za kurtyną, którą podnosi i opuszcza we właściwym czasie. Nie doszukujcie się tu jakiejś głębokiej metafory, po prostu tak jest - to jej zadanie, oprócz robienia makijażu aktorom, w szkolnym teatrze. Ubiera się w stylu vintage, uwielbia projektować, przypisuje swoje cechy temu, że jest Koziorożcem i przez miesiąc w mojej opinii jest beznadziejnie zakochana.
     Znacie powiedzenie, że zraniona dziewczyna jest zdolna do wszystkiego? Cóż... Vee nam to udowadnia. Dołącza do dystopijnej i szalonej gry o nazwie NERVE. Na czym polega? To takie "prawda czy wyzwanie" tylko brakuje opcji "prawda". Jak już powiedziałam "gra napędza grę"... Za każde wykonane zadanie otrzymuje się nagrodę, a organizatorzy dbają, aby była ona jak najbardziej atrakcyjna. Każdy lubi wygrywać, prawda? NERVE można porównać do dzisiejszego hazardu. Zaczyna się od małych stawek. "Hej, wykonałem wstępne wyzwanie i nie było źle... Zagram dalej, mogę znowu wygrać, więc czemu mam nie spróbować?". I tak ciągle, i ciągle, aż do rundy finałowej, z której, gdy zdecydujesz ją podjąć, nie ma już wyjścia.
     Bezpieczeństwo zapewnione przez rozgłos to moja nowa mantra.
     NERVE Jeanne Ryan dostałam wczoraj i tuż przed snem pomyślałam "a przeczytam sobie przynajmniej prolog" i to wystarczyło, abym się całkowicie wciągnęła. Do piątej nad ranem czytałam, bo nie mogłam się oderwać, mimo że koło drugiej, gdy ktoś zgasił mi światło (nawet nie zauważyłam kto) zaczęłam czytać w świetle z komórki (co stworzyło idealny nastrój), bo nie chciałam się odrywać, a po przeczytaniu było jedno wielkie "Wow" i goniące się myśli. Już dawno nie miałam kaca książkowego - mniej więcej od listopada i Wybacz mi, Leonardzie. Od razu wzięłam laptop i zaczęłam pisać.
     Oczywiście nie odbyło się bez wątku miłosnego, ale da się go znieść. Od 38 strony powtarzałam "Bądź z Tommy'm, bądź z Tommy'm", bo Ian jakoś niespecjalnie przypadł mi do gustu. Niestety potem okazał się świnią.
     Podoba mi się to, że książka Jeanne to naprawdę coś nowego, bo naprawdę nie kojarzę ani książki, ani filmu bazowanej na "prawda czy wyzwanie" lub innej tego typu grze. Doszukałam się tylko schematu "szara myszka robi coś szalonego", ale tylko dla siebie i nie zgrywa bohaterki.
     Zakończenie trochę nie pasuje do całości, bo jest za spokojne, ale autorka pozostawiła je półotwarte - historia może spokojnie zakończyć się w jednej książce, albo może być jeszcze kontynuowana.
     Akcja ma szaleńcze tempo, a każda strona zaskakuje. To, czy książka się spodoba w dużej mierze zależy od uwielbienia do adrenaliny i bycia "na bieżąco". Ta książka może nawet przerazić, bo według mnie jest prawdopodobne, aby powstała taka gra, a gdy to nastąpi pozostanie tylko jedno pytanie: Grasz czy nie?
     Ludzie, którzy lubią wygrywać, zawsze będą grać.
     Szczerze? Zagrałabym w NERVE i to nie dla nagród, ale dla "zabicia czasu". Wiem! Macie może jakieś pomysły na wyzwania? Jeżeli tak, to piszcie w komentarzach, a być może któreś z nich wykonam?

sobota, 10 września 2016

...jestem optymistyczną (prawie) gwiazdą rocka

09:28 0
     Moje kolejne spotkanie z Matthewem Quickiem, czyli Prawie jak gwiazda rocka mogę zaliczyć do udanych. Dlaczego? Zapraszam do przeczytania :)

     Amber Appleton jest pozytywnie nastawioną do życia uczennicą liceum w mieście Childress, które ona sama określa jako miasto życzliwych ziomali i ziomalek. Mieszka w żółtym szkolnym autobusie 161 razem z mamą i psiakiem, który jest mega dżentelmenem, o imieniu Bobby Big Boy, jednak nie przeszkadza jej to w byciu optymistką. Odwiedza lokalny dom metodystów z, w szkole należy do Federacji Fantastycznych Fanatyków Franka, śpiewa z Chrystusowymi Diwami i wszystkich zaraża swoją energią. Bez kitu!
     Niestety pewne tragiczne wydarzenie odbiera jej chęć życia... Nie chce nikogo widzieć, traci entuzjazm, czuje się beznadziejnie, jednak nie traci nadziei, że kiedyś może będzie lepiej.


      Może czasem, w wyjątkowych sytuacjach, lepiej jest uchwycić inną chwilę, jeśli obecna nie jest dla ciebie tą właściwą. Czasem miło jest myśleć o tym, że przed nami jeszcze wiele chwil. Zawsze.
     Dosyć niepewnie podchodziłam, bo po pokochaniu Wybacz mi, Leonardzie trochę bałam się zawodu, jednak na szczęście autor mnie nie zawiódł. Amber zdobyła moją sympatię już po dwóch stronach lektury, a kończąc czytać naprawdę żałowałam, że muszę się z nią już pożegnać. Zaraża swoją energią i optymizmem bardziej niż grypa w okresie jesienno-zimowym.
     Prawie jak gwiazda rocka wg mnie nie pobiła Wybacz mi, Leonardzie, ale występuje pomiędzy obiema historiami pewne podobieństwa. Obaj bohaterowie nie boją się mówić tego, co myślą, podchodzą nieco sarkastycznie do życia i mieli swoje momenty totalnej beznadziejności. W obu książkach stopniowo odkrywamy przeszłość bohaterów, w czym Matthew Quick osiągnął mistrzostwo. Łączy je również ważny element: nadzieja na lepsze życie, która łączy wszystkie książki autora. Jednak z Wybacz mi... bije atmosfera przygnębienia i zrezygnowania, a w Prawie jak... mimo momentów beznadziejności wyczuwa się pozytywną energię i optymizm. Leonard jest raczej pesymistą i niechętnie podchodzi do większości ludzi, natomiast Amber wręcz przeciwnie.
     Co w ogóle myślę o powieści M. Quicka Prawie jak gwiazda rocka? Jest niesamowicie interesująca, motywuje do działania i zrobienia czegoś wielkiego, a także do zmian - zarówno tych może nieznacznych, jak i tych, które zmienią nasze życie nawet o sto osiemdziesiąt stopni. Czyta się szybko, a przez ogromny optymizm, przesympatyczną bohaterkę i ciekawą fabułę po prostu nie chce się kończyć czytać, mimo jednego przewidywalnego wydarzenia. Dzięki niej, a także pozostałym książkom Quicka, odzyskałam nadzieję na to, że wszystko może się zmienić na lepsze, nieważne w jak krytycznej sytuacji się znajdujemy. Bez kitu!

wtorek, 6 września 2016

...chodzę po Bulwarze Zniszczonych Marzeń

09:54 0
     Przedstawiam wam jedyny i niepowtarzalny, mój ulubiony zespół Green Day. Już kiedyś o nich pisałam, jednak w związku z premierą ich dwunastego krążka, zatytułowanego Revolution Radio, który ma premierę już siódmego października,postanowiłam odświeżyć ten post.
       W obecny skład grupy wchodzą: 
  • Billie Joe Armstrong - wokalista, gitara, harmonijka ustna oraz fortepian
  • Mike Dirnt - gitara basowa, wokal wspierający
  • Tre Cool - instrumenty perkusyjne
       Gatunkowo najbliżej im do punk rock'a. W ich tekstach jest wiele uczucia, każdy teledysk to małe filmowe dzieło. Uwielbiam wszystkie ich piosenki ♥ 
       Jedna z moich ulubionych to Wake me up when September ends. Armstrong napisał ją z myślą o ojcu, który umarł, gdy miał dziesięć lat. Wokalista załamał się po jego śmierci, a wg "legendy" mamie powiedział tylko Wake me up when September ends (Obudź mnie, kiedy wrzesień się skończy). Dla mnie jest ona szczególnie ważna ze względu na to, że moja przyjaciółka i ja na obozie śpiewałyśmy ją przynajmniej raz dziennie ją śpiewałyśmy. Już zawsze, zawsze będą kojarzyć ten utwór z nią i tamtym obozem, a za każdym odsłuchem mam w oczach łzy. Do tej piosenki na tekstowie pojawił się jak dla mnie interesujący komentarz: Już jakiś czas temu natrafiłam na informację, że wrzesień to miesiąc w którym ludzie najczęściej popełniają samobójstwo. Wszystko staje się bardziej smętne i szare, a problemy się powiększają. I rzeczywiście coś w tym jest, może też o to chodzi w tej piosence. Może nie należy brać tego dosłownie tylko potraktować ten wrzesień jako najcięższy okres w naszym życiu z którego pragniemy się obudzić jak ze złego snu - trochę zagmatwana wypowiedź, ale może o to też chodzi w tej piosence?
       Drugą jest Boulevard Of Broken Dreams. W 2005 roku otrzymała Nagrodę Grammy w kategorii Nagranie roku, a w 2010 magazyn The Rolling Stones ustnowił ten utwór Singlem Dekady. Jest kontynuacją piosenki Holiday, o której powiem później. Jest to moja piosenka. O mnie, o tym co czuję i mogę śmiało powiedzieć, że jest moją esencją. My shadow's the only one that walks beside me My shallow heart's the only thing that's beating Sometimes I wish someone out there will find me Till then I walk alone - na razie idę przez życie sama, moje serce jest płytkie, bez uczuć, ale tylko czasami marzę, aby ktoś znalazł mnie na moim pustkowiu. Jeżeli ktoś chce mnie poznać, radzę posłuchać tej piosenki i ją zrozumieć, bo część mnie jest w niej ukryta.
       Kolejny utwór to Holiday, który już się przewinął w tym poście. Napisany został przed wyborami w 2004 roku. Piosenka napisana i nagrana jest tak, jakby tworzona była podczas rewolucji. I beg to dream and differ from the hollow lies - Pozwalam sobie marzyć i nie zgadzać się z tymi pustymi kłamstwami - to moje hasło życiowe, które pochodzi właśnie z tej piosenki. Słuchając jej zawsze mam ochotę coś rozwalić.
       I na koniec najnowszy utwór Green Day'a - Bang Bang, która promuje najnowszy album zespołu. Kocham, kocham, totalnie kocham! Ta piosenka daje niezłego kopa. Jeżeli cała płyta będzie taka, jak ten utwór to będzie to niepodważalny sukces! Warto było czekać te cztery lata i jeżeli gdzieś w pobliżu mojego kraju będzie ich koncert to na milion procent jadę.