środa, 10 sierpnia 2016

...zamieszkam na Castrze

05:15 0
     Będąc na obozie kupiłam sobie trzy książki: długo wyczekiwaną Big Red Tequila Riordana, szukaną kilka miesięcy Cień Wiatru Zafona oraz zupełnie nieznaną mi powieść Jenny Martin Wyścig. Dzisiaj o tej ostatniej.

     Akcja Wyścigu rozgrywa się w XXIV wieku na odległej od Ziemi planecie Castra, gdzie rządzą korporacje. Główną bohaterką jest 17- letnia Phoebe van Zant. Jest ona jednym z najlepszych kierowców na planecie oraz córką sławnego kierowcy rajdowego - Tommy'ego van Zanta, który porzucił ją, gdy miała chyba pięć lat. Zbiegiem kilku okoliczności ze zwykłego ulicznego kierowcy zostaje kierowcą rajdowym Phoenix Vanguard i jeździ z logiem Króla Benroyala - największej szychy wśród Sixerów, czyli ludzi korporacji trzymających w garści całą planetę. Charlie Benroyal posiada Szczelinę Biseriańską, w której znajduje się kopalnia paliwowego sapu, z którego odpadów pozyskuje się antyżel - leczniczy środek, ale także Czarny Sap - najgorszy narkotyk znany w tamtym świecie.
     Podczas wyścigów ulicznych nawigatorem Phee był Bear, jej przyrodni brat. Gdy zaczyna startować dla Benroyala jej nawigatorem zostaje Cash, mroczny książę Cyan-Bisery, i po części przez niego wplątuje się do międzygwiezdnej afery.
    Mogłam pędzić, ale nie mogłam biec. Mogłam żyć, ale nie oddychać.
     Mam jedną uwagę: osoba, która pisała opinię na okładkę chyba nie oglądała ani Gwiezdne Wojny, ani Szybcy i Wściekli. Jasne są międzygwiezdny konflikt i szybkie samochody, ale na tym to się kończy, a po przeczytaniu opisu na okładce spodziewałam się wielu nielegalnych wyścigów, ucieczek przed policją, wybuchów... Czegoś bardziej w stylu Szybcy i Wściekli, a nie nudnych wyścigów w stylu Nascar. Na szczęście ostatni wyścig jest bardziej w stylu Dakar.
     Czy w takim razie uważam, że Wyścig Jenny Martin jest rdzewnie zły i nieciekawy?
     Zdecydowanie nie. Phobe jest bohaterką chcącą się ścigać, ale nie stracić siebie przez korporacje. Średnio ją lubię, bo jest jedną z tych "chcę uratować świat, więc wpakuje się w kłopoty". Podoba mi się, że potrafi walczyć, a nie czeka, aż ktoś coś zrobi za nią, chociaż nie zawsze przy tym myśli. Bear i Chash mnie nieco denerwują, bo nie potrafią wprost ukazać tego co czują i raz wiedzą czego chcą, a raz nie, ale dzięki temu są bardziej wiarygodni. Uwielbiam managera zespołu, Augusta, który musi mieć jakiś włoskich przodków.
     Najbardziej w książce J. Martin podoba mi się to, jak opisuje uczucia Phoebe, kiedy siedzi w samochodzie, kiedy tempo akcji i narracji jest właściwe opisywanym wydarzeniom - szybkie i bezwzględne dla otaczającego świata, bo jest tylko bohaterka i jej samochód.
     Jeżeli już sięgniecie po Wyścig, to ciężko będzie wam się od niego oderwać. Tempo akcji jest naprawdę szybkie, przez co nie będziecie wiedzieli, kiedy już dotrzecie do ostatniego rozdziału. Byłam trochę zawiedziona, bo spodziewałam się "wściekłej" akcji, ale i tak uważam, że jest to bardzo dobra książka, szczególnie na wakacje. Czekam na kolejną część :)

wtorek, 9 sierpnia 2016

The Selection Book Tag

05:54 0

    The Selection Book Tag oparty jest na świetnej serii Kiery Cass pt. Selekcja, na którą składają się Rywalki, Elita, Jedyna, Następczyni oraz Korona. Ten tag nawiązuje do trzech pierwszych części serii.
    Nominację otrzymałam, od Zosi prowadzącej blog Książki to moje paliwo, już prawie miesiąc temu, ale dopiero dzisiaj się za niego wzięłam. Zasady tagu: Na karteczkach zapisujemy tytuły 9 książek, a później do każdej kategorii losujemy jedną, otwieramy ją na dowolnej stronie i szukamy imienia jakiegoś bohatera (w jednym przypadku nazwy miejsca), który zostanie przypasowany do danej kategorii. No to zaczynam.



Wybrane książki
Matthew Quick Wybacz mi, Leonardzie
Alexandra Bracken Mroczne Umysły
James Dashner Więzień Labiryntu
Jenny Martin Wyścig
Tahereh Mafi Sekret Julii
Lauren Kate Łza
Rick Riordan Krew Olimpu
C.C. Hunter Urodzona o północy
J. K. Rowling Harry Potter i Czara Ognia

     Już jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie.
1. Miejsce, w którym odbędą się Eliminacje
     Pierwszą książką, którą wylosowałam jest Wyścig Jenny Martin. Przyznam godne miejsce mi się trafiło, bo niestety nie jest to tor wyścigowy, tylko Iglica, czyli wypasiona chata "Króla" Benroyala.
2. Król i Królowa
    Alexandra Bracken Mroczne Umysły - uwaga, uwaga Królem i Królową zostają Ruby Elizabeth Daly i Clancy Gray. Clancy'ego jakoś widzę jako króla, ale Ruby... Przynajmniej będą mieli wszystko pod kontrolą. Dosłownie.
3. Pokojówką zostanie...
     ...młoda wiedźma Miranda z książki C.C. Hunter. Bałabym się o swoje rzeczy, bo mogłaby przekombinować z czarami.
4. Gwardzistą będzie...
     ...ktoś z Harry Potter i Czara Ognia. Oby to nie był ani Harry, ani Ron, bo już bym współczuła kandydatkom. Fred Weasley jako gwardzista? Iglica chyba pójdzie w kilka dni z dymem. 
5. Biuletyn poprowadzi...
    Łza Lauren Kate. Proszę żeby to była Cate, bo to by było ciekawe... Niestety nic z tego. Następcą Gavrila jest Brooks. Uh... Oby nikogo nie zabił.
6. Księciem szukającym księżniczki zostanie...
    Rick Riordan Krew Olimpu, a miałam nadzieję, że załoga Argo II zorganizuje wesele. O nie! Tylko nie to! Księciem zostaje mój ukochany Leo Valdez, On i Fred razem w pałacu... Ja bym już uciekała.
7. Główną rywalką o zwycięstwo będzie...
     ...Lily z Sekret Julii. Szczerze? Nie pamiętam, która to, bo już kilka lat temu czytałam tę książkę.
8. Eliminacje wygra...
     ...tu nawet nie muszę szukać, bo jest tylko jedna dziewczyna w tej książce. James Dashner Więzień Labiryntu, czyli Teresa. Ona i Leo nawzajem siebie szybciej pozabijają, niż w sobie zakochają.
9. Wesele młodej parze zorganizuje...
     To będzie chyba najbardziej depresyjne wesele w stylu Bogarta... oczywiście z bananowymi naleśnikami! Wesele zorganizuje Leonard Peacock z książki Wybacz mi, Leonardzie Matthewa Quicka.

     Jakoś nie widzę tych Eliminacji. Nie licząc miejsca i pary królewskiej, to będzie to jakaś katastrofa. Do zrobienia tego tagu nominuję Izę - Niby Nikt, Julię - Z nosem w książkach oraz Filipa - Filip w Labiryncie Książek

niedziela, 7 sierpnia 2016

..."Czy wiesz, że bogowie śmierci jedzą tylko czerwone jabłka?"

13:32 0
     Pierwsza sprawa: zmieniłam nazwę bloga z Zanim dorosnę... na Zanim się obudzę...
     Druga sprawa: dzisiejszy post :)
     Jeżeli ktoś oglądał to już po tytule wie o czym jest ten post. Jeżeli nie oglądaliście, przedstawiam wam Death Note - jedno z najbardziej znanych i chyba najbardziej epickie anime, jakie istnieje. Death Note to anime kryminalno-psychologiczne, które trochę rozjebało mnie psychicznie, szczególnie dwa ostatnie odcinki.
     Gdy już trafisz do niewoli, nie będziesz wiedział, kiedy umrzesz. Czekanie jest irytujące. 
     Wzorowy uczeń Light Yagami pewnego dnia znajduje tytułowy Notatnik Śmierci, który to w świecie ludzi upuścił "przez przypadek" Ryuuku - bóg śmierci uwielbiający jabłka. Zasady są proste: Trzeba znać twarz i nazwisko ofiary, dzięki czemu osoby o tym samym nazwisku nie umrą. W ciągu czterdziestu sekund należy wpisać rodzaj śmierci, inaczej ofiara umrze na zawał serca. Następnie w ciągu sześciu minut i dwudziestu sekund od wpisania rodzaju należy opisać szczegóły śmierci. Między posiadaczem notatnika, a bogiem śmierci jest tylko jedna umowa - to on wpisze twoje nazwisko do notatnika, gdy będziesz miał umrzeć.
     Light postanawia zwalczać wszystkich przestępców, ludzie zaczynają nazywać go Kira i dzielą się na jego zwolenników i przeciwników. Po pewnym czasie policja zaczyna go ścigać. Proszą o pomoc genialnego detektywa - L. I w sumie na tym polega całość - Light/Kira lawiruje pomiędzy L i zespołem policji, a Ryusaki próbuje rozgryźć kto jest Kirą i jak on zabija.
     Tylko trzydzieści siedem odcinków, więc w sumie nie tak dużo. Są dwa momenty, w których teoretycznie można skończyć oglądać, uznać, że to już koniec i że nic się dalej nie dzieje - są to piętnasty i dwudziesty piąty odcinek, ale po prostu tak się nie da, bo to naprawdę wciąga. Można też zacząć oglądać od dwudziestego szóstego odcinka i wszystko się ogarnie, ale wiele ciekawych wydarzeń was ominie.

     Według mnie naprawdę warto obejrzeć to anime. Mój kolega obejrzał je już siedemnaście razy i uznał, że dopóki nie obejrzysz Death Note, nie wiesz, co to znaczy żyć. Trochę się z nim zgadzam. Notatnik Śmierci trochę zmienia punkt widzenia na pewne sprawy. Rozwija też kreatywne myślenie i sztukę dedukcji, ale to tylko efekt uboczny.
     W każdym odcinku urzekają mnie Light i Ryusaki. Potrafią przewidzieć wiele ruchów do przodu, a także z niewielu elementów utworzyć w miarę logiczną całość. Są godnymi siebie rywalami głównie dlatego, że bardzo podobnie myślą. Niestety prawie nic nie wiemy o ich przeszłości, nad czym bardzo ubolewam.
     Postać, którą od początku do końca uwielbiam to Ryuuku. Jest nieco zabawną postacią, ale równocześnie mroczną i złowieszczą. Podoba mi się motyw "tak jakby przyjaźni" pomiędzy nim i głównym bohaterem - bogiem śmierci i zwykłym człowiekiem.
     Największym plusem Notatnika jest to, że nie da się go przewidzieć. W prawie każdym odcinku zaskakuje. Nie jest jednowymiarowe. Ma wiele różnych wątków.
     Według mnie Death Note jest po prostu genialne, ale nie potrafię opisać dlaczego, bo za dużo myśli kotłuje mi się po nim w głowie, ale jednocześnie czuję pustkę. Według mnie jest to historia o walce dla swoich idei i wierzenie w nie do końca. Ukazuje, że nawet jeżeli wydaje się nam, że cały świat jest przeciwko, to zawsze znajdzie się osoba, która wierzy tak samo mocno i będzie chciała nam pomóc oraz że jeżeli chcemy to potrafimy wszystko. Podejmuje też temat cienkiej granicy między sprawiedliwością, a szaleństwem; dobrem, a złem i że czasami nie zauważamy, kiedy przechodzimy na "ciemną stronę mocy".
     Polecam każdemu. Obejrzyjcie chociaż pierwszy odcinek. Kto wie? Może was wciągnie?
     W sumie źle nie było. Zabiliśmy trochę nudy, co? Zdarzyło się wiele interesujących rzeczy.
     Oba cytaty pochodzą z ostatniego odcinka Death Note.

piątek, 5 sierpnia 2016

...należę do Legionu Samobójców

15:21 0
Pamiętajcie, to my jesteśmy ci źli.
     Legion Samobójców kolejna super-premiera tego roku. Fabuła jest bardzo prosta - Amanda Valler z Rady Bezpieczeństwa Narodowego kompletuje grupę złoczyńców mających walczyć ze... złem. W jej skład wchodzą - Deadshot (Will Smith), Harley Quinn (Margot Robbie), Boomerang (Jai Courtney), Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje), Slipknot (Adam Beach) oraz Diablo (Jay Hernandez), a jej przywódcą jest zwykły żołnierz Rick Flag (Joel Kinnaman). Skoro to takie proste to może od razu przejdę do opinii.

     Zacznę od tego, że poszłam na film, bo po prostu ciekawie się zapowiadał. W sumie to się nie zawiodłam, ale dlaczego oni walczyli z czarownicą? Nie lepiej byłoby ich puścić w totalną masakrę w stylu Londyn w ogniu? To są normalni ludzie (oprócz Croca i El Diablo), więc dlaczego walczą z magią? Trochę bez sensu, ale daje niezły efekt. Druga rzecz, która mi się nie podobała to dwa powracające wątki miłosne, na szczęście nieprzesłodzone i nieco brutalne, ale dzięki jednemu z nich był Jocker, więc... tak właściwie nie mam na co narzekać.
     Co mi się podobało? Trochę tego jest.
     Muzyka świetnie dobrana. Wiedziałam to od momentu, gdy zaraz na początku zarzucili The House of the Rising Sun The Animals. Potem jeszcze było Paranoid Black Sabbath, a na koniec Bohemian Rhapsody Queen'u. No i piosenka promująca film odnosząca się do każdego członka po kolei, a refren jakby śpiewa Jocker Sucker for Pain Lil Wayne, Wiz Khalifa, Imagine Dragons, Logic, Ty Dolla $ign i X Ambassadors - uwielbiam ♥ (fragment zamieszczam poniżej). W ogóle cała muzyka do filmu mi się bardzo, bardzo, bardzo podoba.
Love and the loyalty that’s what we stand for
Alienated by society, all this pressure give me anxiety
Walk slow through the fire
Like, who gon’ try us?

     Suicide Squad pokazuje, że faceci z tatuażami są po prostu zajebiści.
     Do obejrzenia Legion Samobójców skłoniła mnie przede wszystkim jedna rzecz, a właściwie osoba - Jocker, w którego wcielił się Jared Leto. Jedno słowo - boski. Dokładnie tak. Jak dla mnie Jocker w tym filmie jest boski. Gra aktora - śmiech, poruszanie się, lekki obłęd w oczach są niesamowite. Za każdym razem, gdy się pojawiał, myślałam, że umrę. Nietypowy, już ponadczasowy złoczyńca, szaleniec i socjopata po raz kolejny zaskakuje, a mimo że nie jest jedną z głównych postaci, jest po prostu genialny.
     Drugim facetem z tatuażami jest El Diablo. Koleś stracił rodzinę po części z własnej winy, ale głównie przez "umiejętność", o którą się nie prosił. Potrafi wytwarzać ogień (nie mam pojęcia jak to inaczej nazwać) i to mi się cholernie podoba. To jest też jedyna postać, która powstrzymuję się od walki i nie marzy o wyjściu na wolność. Ale akurat jego uwielbiam tylko ze względu na tą moc.
     Cała drużyna tych niezwykłych socjopatów plus kilku żołnierzy, Jocker i niepotrzebna czarownica dają razem niesamowity film. Humor jest tam obłędny (przy okazji pozdrawiam dziewczynę ze wspaniałymi niebieskimi włosami, która siedziała obok mnie i podzieliła się ze mną popcornem, bo chyba podobny rodzaj humoru... oczywiście czarnego i socjopatycznego). Wizualnie też jest dobrze zrobiony, szczególnie w momentach, kiedy przedstawiają poszczególne osoby. Moim marzeniem jest poznać ich wszystkich, a w szczególności Jockera.
     Na pewno jeszcze kiedyś, może nawet za niedługo, obejrzę ten film jeszcze raz. Oczywiście, bezgwarancyjnie i bezwzględnie Legion Samobójców trafia do moich ulubionych filmów oraz z niecierpliwością czekam na drugą część, która rzekomo ma się pojawić w 2018 roku :)
     Życzę miłego oglądania, a na koniec piosenka Sucker for Pain.

   

wtorek, 26 lipca 2016

...odnajdę Wyrocznię

08:42 0
     Wiem, że najpierw powinnam skończyć pisać o Percy Jackson i bogowie olimpijscy, potem napisać o Olimpijscy Herosi, a dopiero na koniec wziąć się za książkę, o której dzisiaj wam opowiem, ale nie jestem w stanie. Przedstawiam wam kolejną wspaniałą książkę wuja Riordana, czyli Apollo i boskie próby: Ukryta Wyrocznia.
     Kiedy jest się bogiem, losy świata zależą od twojego jednego słowa. Kiedy jest się szesnastolatkiem... to już nie bardzo.
    Apollo znowu został ukarany. Jak? Oczywiście Zeus odebrał mu boskie moce i zesłał do Nowego Jorku jako szesnastoletniego śmiertelnika o przeciętnym wyglądzie, o imieniu Lester Papadopoulos. To już trzeci raz Apolla jako śmiertelnik, jednak teraz niekoniecznie wie za co został ukarany i jest bardziej śmiertelny niż poprzednio. Ale nie to jest najgorsze. Jego losy zostają związane z dziką heroską Margaret "Meg" McCarffey.
     Razem odnajdują Obóz Herosów, gdzie dzieją się dziwne rzeczy. Oprócz dziwnych głosów dochodzących z lasu, Wyrocznia przestała widzieć przyszłość. I jest jeszcze jedna mordercza atrakcja - Labirynt Dedala się odrodził, hurra!
     Wraca również najmroczniejszy i jeden z ukochanych (przeze mnie) obozowiczów - Nico di Angelo. Ze starych znajomych pojawia się również Percy Jackson, Rachel Elizabeth Dare, Will Solace, Harley, Kalipso (niestety) oraz... Leo Valdez ♥
     Apollo ma jeszcze jeden problem - nie potrafi sobie przypomnieć wielu rzeczy i wydarzeń z przeszłości, a wcześniej mu się to nie zdarzało. Za to dręczą go wspomnienia dwóch osób, które najbardziej i najprawdziwiej kochał.
     Były bóg musi odnaleźć święty gaj... w lesie, ustalić co jest źródłem głosów oraz z czym tym razem herosi będą musieli się spotkać. Gdyby nie to, że raczej staram się nie spojlerować powiedziałabym z kim będą walczyć w tej serii, ale nie będę odbierać wam przyjemności z odkrycia tego. Jednego możecie być pewni - w mitologii jeszcze tego nie było!
     Nie byłem przygotowany na rzeczywistość. (Co znowu było zdumiewającą niespodzianką. Zazwyczaj to rzeczywistość przygotowuje się na mnie).
     Apollo i boskie próby: Ukryta Wyrocznia to kolejne odwiedziny w Obozie Herosów stworzonego przez, już chyba legendarnego, Ricka Riordana, jednak tym razem spotykamy się z postaciami bardziej drugoplanowymi, a nawet epizodycznymi. W połączeniu z, wydawałoby się najbardziej egocentrycznym z bogów, Apollem, "dziką heroską" i niespotykanymi przez nas dotąd istotami daje niezwykły początek kolejnej, mam nadzieję epickiej, przygody z mitologią i nie tylko.
     O ile wcześniej bardzo lubiłam Apolla to dzięki Riordanowi pokochałam go. Jest on chyba najbardziej ludzkim z bogów. Niewłaściwie i nieszczęśliwie się zakochiwał. Stracił osoby, na których mu zależało głównie przez własną głupotę, zazdrość i oczywiście miłość. Popełniał i nadal popełnia wiele, wiele błędów, nie zawsze je naprawiał, ale wszystkich żałował. Kocha swoje dzieci. Jest zdolny do prawdziwie ludzkich uczuć, o co nie podejrzewam Ateny, Zeusa czy Herę. Ma wiele różnych zajęć, o czym świadczy głównie to ilu różnych dziedzin jest bogiem. Każdego dnia zakładał maskę doskonałości, aby ukryć swoje cierpienie.
     To co bardzo mi się podoba w książkach Ricka to to, że nie zapomina o postaciach, które gdzieś tam się pojawiły, ale nie wpłynęły na bieg wydarzeń. Nie zapomniał o Willu i Harleyu, którzy byli, bo byli, a w tej historii odgrywają ważniejszą rolę.
     Jeżeli ktoś kojarzy zakończenie Krew Olimpu to powinien również kojarzyć to, że Nico i Will byli razem. W Ukryta Wyrocznia autor kontynuuje ten wątek. Will Solace jak wiadomo jest synem Apolla. Czy przeszkadza mu to, że jego syn jest homoseksualistą? Nie, bo sam był w kilku związkach z mężczyznami. Można by uznać, że Rick podjął ten temat w związku z "poprawnością polityczną", jednak ja tak nie uważam. Może uznał, że chce podjąć trochę trudny temat w swoich książkach, a może po prostu chciał doprowadzić do rozpaczy fanki Nico di Angelo. Jak na razie nie wiem, może kiedyś się dowiem, ale uważam, że to był bardzo dobry pomysł, tylko... dlaczego Nico?!
     Przyznam, że nie wiedziałam czego się spodziewać po nowej serii o greckich bogach. No bo wojna z tytanami - była, wojna z gigantami - była, odrodzenie Gaji - było, więc co jeszcze? Przyznam jedno - tego co Rick Riordan wymyślił, się nie spodziewałam. Jak najbardziej polecam! Na pewno się nie zawiedziecie!
     To jest dobre w byciu człowiekiem. Mamy tylko jedno życie, ale możemy wybierać, jaka będzie nasza opowieść.
Wszystkie cytaty pochodzą z  książki Apollo i boskie próby: Ukryta Wyrocznia autorstwa Ricka Riordana.

czwartek, 21 lipca 2016

...będę Iluzjonistą

03:34 1
     Zobaczyć znaczy uwierzyć. Ale czy to prawda? To zależy od punktu widzenia.
     Szczerze przyznam, że nie widziałam pierwszej części i może z jednej strony to dobrze, bo nie miałam z czym porównywać kolejnej części, ale zdecydowanie muszę to nadrobić, bo druga mnie totalnie powaliła zarówno fabuła, jak i efekty, no i oczywiście aktorzy.
     Może jednak zacznę od początku. Zaraz na początku postu zamieściłam cytat z chyba najlepszego filmu tego roku, a na pewno najbardziej widowiskowego. Po trzech latach Jeźdźcy wracają w filmie Now You See Me 2, który Polakom lepiej jest znany jako Iluzja 2.

     Chłopak z wielkim ego J. Daniel Atlas - Jesse Eisenberg, teoretycznie zmarły Jack Wilder - Dave Franco, mistrz hipnozy Merritt McKinney - Woody Harleston, nowa twarz Lula - Lizzy Kaplan oraz ich przywódca Dylan Rhodes - Mark Ruffalo, czyli Jeźdźcy wpadają na konferencję firmy, która wypuszcza na rynek nowy telefon, aby ją zdemaskować. Nie spodziewają się, że ktoś na nich czeka. Za sprawą źle wybranej rury podczas ucieczki trafiają do Makao, zwane Chińskim Las Vegas, gdzie poznają ekscentrycznego, nieco diabolicznego i bardzo charyzmatycznego Waltera Mabry, w którego wcielił się nie kto inny tylko Daniel Radcliffe (miał genialną podłogę, w której miał staw z liliami wodnymi). W jego przekonaniu: Nie można kontrolować systemu, będąc w nim, więc upozorował swoją śmierć i od jakiegoś czasu żyje poza prawem.Walter ma dla nich zadanie - mają wykraść kartę, dzięki której będzie mógł wszystko kontrolować, wszędzie się włamać oraz wszystko widzieć i którą rzekomo sam stworzył, a jego były wspólnik mu ją ukradł.
     FBI dalej ściga Iluzjonistów i nie osiąga zbyt wiele. Oprócz tego, że dowiaduje się, iż w swoich szeregach mieli ich "wtykę".
     Jest jeszcze jeden ważny wątek. Thaddeus Bradley (Morgan Freeman) wychodzi z więzienia dzięki Dylanowi i prowadzi grę na kilka frontów.
     Jak dla mnie były dwa szczególnie niesamowite i urzekające fragmenty. Pierwszy to akcja wykradnięcia karty. Jack po jej wyciągnięciu przykleja ją do asa pik. Genialne było to jak ją sobie przekazywali podczas przeszukania. Uznałam, że zaczynam się uczyć tego typu sztuczek z kartami. Druga wspaniała scena to "zatrzymanie deszczu" przez Atlasa. Niesamowity efekt.
     W skrócie: To było jedno wielkie fascynujące show!

     Zacznę od jedynego jak dla mnie negatywu. Koniec filmu był tak trochę bardzo naciągany. Facet siedział w więzieniu, sprzymierzył się z bogatym gościem oraz FBI, a na koniec się okazuje, że jest mega świetnym facetem. Przesada. Naprawdę.
     Na początku myślałam, że nie polubię Luli, ale po akcji z wykradaniem karty uznałam, że jest ok.
     Muzyka w filmie była rozwalająca. Śmiałam się z niej kilka minut po wyjściu z sali.
     Akcja była szybka i na szczęście dialogi, oprócz tych ostatnich, nie były długie i męczące. Trochę pogmatwana fabuła, ale to jest to, co kocham! Trzeba rozpracowywać ten film na wielu poziomach umysłu, aby go pojąć. Wychodząc z sali nie poczułam nawet, że minęły ponad dwie godziny.
     Jednym z największych pozytywów był Daniel Radcliffe. Nie, nie jestem jego fanką i nie kojarzę go tylko z roli Harry'ego Pottera, za którym zresztą nie przepadam. Od filmu Rogi, w którym Daniel grał główną rolę, uznaję, że do tego aktora o wiele bardziej pasują mroczne, nieco demoniczne postacie. I taki właśnie jest w tym filmie!
     Już początek zapowiadał dobry film i nie zawiodłam się. Iluzja 2 jest idealna dla wielbicieli sensacji i kina akcji. Chciałabym być tam, uczestniczyć w tworzeniu filmu. To wszystko, co widziałam na ekranie, zobaczyć na żywo. Zakochałam się w Now You See Me 2 i mam ogromną nadzieję, że powstanie trzecia część i to jeszcze lepsza, jeszcze bardziej nie do uwierzenia.
     To, co widać na powierzchni, to tylko ułamek prawdy.

sobota, 16 lipca 2016

...wpadnę w kłopoty wielkości Teksasu

13:07 0
     Książka jak na mój gust za stara, ponieważ jej pierwsze wydanie pojawiło się w 1997 roku, a ja raczej nie czytam książek sprzed 2001 roku. Wyjątkiem są dzieła Shakespeare'a, powieści Tolkiena, książki o genialnym detektywie Sherlocku Holmesie Sir Artura Conan Doyla oraz Portret Doriana Graya Oscara Wilde'a. Pojawia się więc pytanie dlaczego sięgnęłam po tę książkę. Odpowiedź jest prosta - została napisana przez Ricka Riordana, mojego ulubionego autora, znanego ze swoich książek usnutych wokół różnych mitologii. Jednak tym razem z fantastyką i mitologią koniec. Chociaż może raczej się jeszcze nie zaczęły, mając na uwadze to, że pierwsza książka o młodym herosie Percym Jacksonie ukazała się osiem lat później w 2005 roku.
     Wracając do książki, którą mam zamiar przedstawić - kryminał rozgrywający się w Teksasie oraz nielicencjonowany detektyw i równocześnie amator tequili, a także mistrz tai-chi... Oj, mówię wam - w Big Red Tequila, pierwszej części serii Tres Navarre, dużo się dzieje.
Pierwsza zasada płatnego morderstwa - powiedziałem - to zabić zabójcę.
     Jackson "Tres" Navarre, wraz z kotem Robertem Johnsonem, po dziesięciu latach wraca z San Francisco do rodzinnego miasta na prośbę swojej eks - Lillian Cambridge. W San Antonio mało kto wita go życzliwie - na dobry początek wywala byłego najemcę domu, a Jay Rivas z miejscowej policji daje mu radę, aby wracał skąd przyjechał. Oczywiście jego była nie jest jedynym powodem, dla którego wrócił. Tres ma zamiar rozwikłać sprawę sprzed dziesięciu lat, czyli morderstwo jego ojca, byłego szeryfa, które to śledztwo porzuciło zarówno policja, jak i federalni. WSZYSCY obwinili o zbrodnię mafię, dokładnie Guya Whita, bądź Randalla Halcomba, przestępcę, którego za kratki wpakował szeryf Jackson Navarre i któremu ktoś dwa dni po śmierci szeryfa wpakował kulkę między oczy. Tres ma zamiar za wszelką cenę rozwiązać sprawę sprzed dekady.
     Kilka dni po jego powrocie znika Lillian. Jack jest pewny, że obie sprawy w jakiś sposób się ze sobą łączą. Do kręgu podejrzanych zaprasza Beau Karnaua - współpracownika Lillian, fotografa i właściciela galerii, Dana Sheffa - byłego panny Cambridge i bogacza, któremu w dzień przyjazdu nieźle dokopał, Terry'ego Garza - pracownika w rodzinnej firmie Sheffów oraz miejscowego polityka Fernanda Asantego, poniekąd wroga szeryfa Navarrego. Tres dobrze wie, że mimo swojego uroku osobistego wpakował się w kłopoty wielkości Teksasu, a w tym przekonaniu utwierdziło go nie tylko to, że kilka razy do niego strzelano, ale także to, że próbowano z niego zrobić ludzką tortillę za pomocą niebieskiego thunderbirda.
     Już po przeczytaniu trzech pierwszych rozdziałów wiedziałam, że z Big Red Tequila nie będę się nudzić. Nie pomyliłam się. Książka zawiera typowy dla Riordana humor. Każdy wątek, każde wydarzenie, każde zdanie, każde słowo jest szczegółowo przemyślane co czyni tę książkę niezwykłą. Może dla niektórych będzie nieco za dużo przekleństw, ale do cholery akcja rozgrywa się w Teksasie! Przekleństwa są tu tak niezbędne, jak Percy Jackson w Olimpijscy Herosi. BRT jest również skarbnicą wiedzy na temat tego, jak się bronić. Jest tam też taka informacja, w którym miejscu należy nacisnąć kciukiem, aby pobudzić pracę serca i kilka innych przydatnych informacji.
     Tres Navarre bardzo przypadł mi do gustu. Nie wiemy o nim i jego rodzinie od razu wszystkiego, tylko stopniowo się tego dowiadujemy. Jest to bohater, który mało czym się przejmuje i zrobi wszystko, aby dopiąć swego. Nie zważa na to, co mówią inni. Upiory przeszłości go męczą, więc stawia im czoło. Nie jest może tak genialny jak Sherlock Holmes, ale spokojnie może się z nim równać.
     Osobiście nie widzę minusów w tej książce. Akcja jest zawiła, a większość tropów zarówno łączy się ze sobą, jak i prowadzi donikąd. Każda postać jest doskonale wykreowana. Wątek miłosny nie jest przesadzony i jest minimalnie zauważany. Trup może i nie ściele się gęsto, a krew nie spływa potokami, ale za to mamy do czynienia z amatorami big redów i tequili oraz dużą dawką marychy i kokainy. Zastanawia mnie tylko, jak jedno, wtedy jeszcze niewielkie, miasto może pomieścić niezłą siatkę mafijną, policję, detektywa z kotem, niezrównoważonych bogaczy i zagadki ciągnące się przez dekady.

     Z mojej strony to tyle. Z całego serca polecam Big Red Tequila autorstwa Ricka Riordana wielbicielom kryminałów, zawiłych akcji lub sztuk walki. Sama z niecierpliwością czekam, aż w Polsce zostaną wydane kolejne części serii Tres Navarre. Na szczęście zapowiedziano już drugą część Taniec Wdowca, ale niestety nie znam jeszcze daty premiery :( Obstawiam czerwiec przyszłego roku. Jeżeli ktoś coś wie to byłabym wdzięczna za informacje.