piątek, 24 sierpnia 2018

Najcieńsze książki bywają najcięższe | "RU" Kim Thúy

     Zabawne. Książka ma zaledwie 158 stron niezapisanych od góry do dołu, a ja ją czytałam od kwietnia. Nowela ta jest niezwykła, tylko po prostu... no właśnie - jaka? O tym w dzisiejszym krótkim poście.

     Po wietnamsku ru znaczy "kołysanka", "kołysać do snu" - taką informację znajdujemy na pierwszych stronach książki. RU Kim Thúy to nowela autobiograficzna. Kim jest wietnamką, jedną z wielu, która w wieku dziesięciu lat przybyła do Quebecu wraz z rodziną na jednej z boat people uciekając z koszmarnej wietnamskiej rzeczywistości.


     Kiedy byłam mała, myślałam, że wojna i pokój to antonimy. A przecież żyłam w pokoju, kiedy Wietnam był w ogniu, wojnę zaś poznałam dopiero wtedy, gdy Wietnam odłożył już broń. Myślę, że wojna i pokój są w rzeczywistości przyjaciółmi, a my ich wcale nie obchodzimy.

    Jest jedną z wielu i to sprawia, że autobiografia Kim Thúy jest niesamowita. Właściwie może być ona opowieścią o życiu każdego mijanego przez nas człowieka. Sama autorka określa siebie jako cień - cień swojej kuzynki, swoich kochanków, swoich synów, ludzi których poznała. W swojej biografii nie skupia się na sobie - opowiada o ludziach, którzy mieli na nią wpływ, z którymi żyła, rozmawiała lub których tylko widziała przez krótki moment. O rodzinie bliższej i dalszej, o sąsiadach i obcych ludziach, o pierwszej nauczycielce w Kanadzie, o człowieku uratowanego przez niebo, o człowieku uratowanego przez słowa. O osobach, które uratowały ją i ukształtowały. Kim uświadamia jak każdy, kogo napotykamy w naszym życiu nas w jakiś sposób kształtuje, niezależnie od tego jak długo w nim był.
     Nowela oscyluje między spowiedzią, a rozmową. Poznajemy prawie całe życie, jednak osobiście miałam wrażenie, że autorka siedzi obok mnie i opowiada mi to wszystko osobiście. Z łatwością przeskakuje z jednej opowieści w drugą, wiążąc ze sobą w nieoczekiwany sposób zdarzenia i postacie z życia tworząc lekko oszałamiającą całość. Zapachy mieszają się w niej ze śpiewem, a radość teraźniejszości z horrorem przeszłości. W niektórych momentach nie wszystko jest dopowiedziane, a jednak mam poczucie, że zostało napisane wystarczająco dużo.
     Dlaczego więc te niecałe 158 stron czytałam tak długo? Po prostu obok tej szeptanej opowieści nie da się przejść obojętnie. Dlaczego szeptanej? Po prostu wydaje mi się, że autorka opowiadając to wszystko, szeptałaby. Czasami trzeba się po prostu zatrzymać, "przetrawić" i przemyśleć przeczytane fragmenty. Sama bardzo przeżywałam każde wydarzenie z jej życia i próbowałam poczuć, że jestem nią, przeżyć to wszystko w swojej wyobraźni. Dla mnie RU Kim Thúy to z pewnością jedna z najlepszych książek jakie czytałam, bo mimo swojej zwykłości historii o człowieku jak inni, jest w jakiś sposób magiczna, słodko-kwaśna, no po prostu niezwykła i niepowtarzalna.

Ocena: 9,5/10

7 komentarzy:

  1. To podobnie mam z "Brunatna kołysanka"

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem tak jest, ale większość cienkich książek jakie czytałam były po prostu cienkie i bez polotu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro tak twierdzisz, to nie przejdę obok książki obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. wow... skoro meczylas sie z nia od kwietnia, to musiala to byc bardzo trudna lektura :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam do tej pory o tej książce. Choć po twojej opinii widzę, że warto zwrócić na nią uwagę

    OdpowiedzUsuń
  6. To z reguły tak jest, że te cienkie i niepozorne książki niosą ze sobą najwięcej przekazu

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam nigdy o tej książce, ale po twojej recenzji widzę, że muszę się za nią rozglądnąć. Książka wydaje się być idealie w moim stylu!

    OdpowiedzUsuń