
Podczas wyścigów ulicznych nawigatorem Phee był Bear, jej przyrodni brat. Gdy zaczyna startować dla Benroyala jej nawigatorem zostaje Cash, mroczny książę Cyan-Bisery, i po części przez niego wplątuje się do międzygwiezdnej afery.
Mogłam pędzić, ale nie mogłam biec. Mogłam żyć, ale nie oddychać.Mam jedną uwagę: osoba, która pisała opinię na okładkę chyba nie oglądała ani Gwiezdne Wojny, ani Szybcy i Wściekli. Jasne są międzygwiezdny konflikt i szybkie samochody, ale na tym to się kończy, a po przeczytaniu opisu na okładce spodziewałam się wielu nielegalnych wyścigów, ucieczek przed policją, wybuchów... Czegoś bardziej w stylu Szybcy i Wściekli, a nie nudnych wyścigów w stylu Nascar. Na szczęście ostatni wyścig jest bardziej w stylu Dakar.
Czy w takim razie uważam, że Wyścig Jenny Martin jest rdzewnie zły i nieciekawy?
Zdecydowanie nie. Phobe jest bohaterką chcącą się ścigać, ale nie stracić siebie przez korporacje. Średnio ją lubię, bo jest jedną z tych "chcę uratować świat, więc wpakuje się w kłopoty". Podoba mi się, że potrafi walczyć, a nie czeka, aż ktoś coś zrobi za nią, chociaż nie zawsze przy tym myśli. Bear i Chash mnie nieco denerwują, bo nie potrafią wprost ukazać tego co czują i raz wiedzą czego chcą, a raz nie, ale dzięki temu są bardziej wiarygodni. Uwielbiam managera zespołu, Augusta, który musi mieć jakiś włoskich przodków.
Najbardziej w książce J. Martin podoba mi się to, jak opisuje uczucia Phoebe, kiedy siedzi w samochodzie, kiedy tempo akcji i narracji jest właściwe opisywanym wydarzeniom - szybkie i bezwzględne dla otaczającego świata, bo jest tylko bohaterka i jej samochód.
Jeżeli już sięgniecie po Wyścig, to ciężko będzie wam się od niego oderwać. Tempo akcji jest naprawdę szybkie, przez co nie będziecie wiedzieli, kiedy już dotrzecie do ostatniego rozdziału. Byłam trochę zawiedziona, bo spodziewałam się "wściekłej" akcji, ale i tak uważam, że jest to bardzo dobra książka, szczególnie na wakacje. Czekam na kolejną część :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz