sobota, 20 sierpnia 2016

...nie chcę dorosnąć

     - Większość sprawia wrażenie nieszczęśliwych - przyznałem. - Choć z całej siły próbują to ukryć. Ale dzieci ukrywają to lepiej niż dorośli, prawda? Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.
    Często słyszę, i wy na pewno też, że jeżeli zapytamy kogoś o to, co zrobiłby, np. podczas II Wojny Światowej, odpowie, że walczyłby za swój kraj, przeciwstawiłby się tyranowi i opowiada inne tego typu badziewie. Nie żyjemy w tamtym czasie, w tamtym kraju, więc nie możemy powiedzieć, co byśmi zrobili (a obstawiam, że większość z  nas by uciekła, jeżeli mieliby gdzie). W dużej mierze to właśnie o tym jest Wybacz mi, Leonardzie - o tym, że nie możemy osądzać ludzi, skoro nie jesteśmy na jego miejscu. Że nie możemy powiedzieć "co byśmy zrobili", bo nie dzieje się w to naszej rzeczywistości. Bo jesteśmy sobą, a nie kimś innym.
     Rewolucja rozpoczyna się od ciągu pojedynczych decyzji, od kolejnych wdechów i wydechów. (...) Pokaż mi, że człowiek może być jednocześnie dorosły i szczęśliwy. Błagam!

    Dla Leonarda Peacocka nadchodzi w końcu dzień, na który wielu z nas czeka - dzień osiemnastych urodzin.On też na niego czekał, ale z zupełnie innego powodu. Nie spodziewa się ani imprezy, ani prezentów, ani hektolitrów alkoholu. Po prostu pakuje cztery prezenty dla przyjaciół - kapelusz w stylu Bogarta, czek na rzecz pewnej organizacji, wojskowe odznaczenie, srebrny łańcuszek oraz robi zdjęcie swoim iPhonem, któremu nadaje tytuł Śniadanie nastoletniego zabójcy.
    Do tamtego dnia niewiele rzeczy sprawiało mu radość. Były to muzyka jego szkolnego kolegi, Babacka, spędzanie czasu ze swoim sąsiadem Waltem, głównie na oglądaniu filmów z Bogartem, lizaki o smaku piwa korzennego oraz lekcje z Herr Silvermanem, na których może mieszać w głowach swoim kolegom.
    Dlaczego więc czekał na ten szczególny dzień?
    Ponieważ w dniu, gdy osiąga dorosłość. według prawa, ma zamiar sprzątnąć z tego świata swojego byłego przyjaciela Ashera Beala, którego uważa za nazistę, a także popełnić samobójstwo i to wszystko za pomocą pistoletu z czasów II Wojny Światowej - walthera P38, który otrzymał od ojca jakieś dwa lata wcześniej.
    Leo, który według matki przypomina "grunge-rockowego ćpuna", większość ludzi, a szczególnie dorosłych uważa za osoby żałosne i w większości przypadków nieszczęśliwe, a co więcej niezdolne do szczęścia. Za jedną z najbardziej żałosnych osób uważa Lindę - swoją matkę. Uważa, że: jest samolubną olewającą suką. Właśnie dlatego postanawia zastrzelić siebie w dniu osiemnastych urodzin - nie chce zostać szarym, wykonującym czyjeś polecenia, uberżałosnym dorosłym. Jego ulubioną książką jest dzieło Williama Shakespeare'a Hamlet. Według niego: cała sztuka jest argumentacją na rzecz odebrania sobie życia.
     W takim razie dlaczego zmusza nas pani do uczenia się o takich postaciach jak Hamlet, o prawdziwych bohaterach, skoro nikt nie oczekuje potem, że będziemy się na nich wzorować? Czy naprawdę mamy tylko przejmować się punktami, podaniami na studia i całą resztą Robić to, co wszyscy inni?
    Wybacz mi, Leonadzie Matthewa Quicka, gdy czytałam pierwszy raz, pochłonęłam w jedną noc. Parę razy chciałam odłożyć książkę, ale nie potrafiłam spać, zastanawiając się, jak zakończy się (albo i nie zakończy) historia głównego bohatera.
    Leonard Peacock może i trochę "ma nie po kolei w głowie" i jest socjopatą, ale jest doroślejszy od swoich rówieśników, przez co jest wyalienowany. Może jest nieco egoistycznym dupkiem, ale jest również bardzo empatyczny. Można powiedzieć, że Leo jest ostoją przeciwieństw. Prowadzi również wewnętrzną walkę. Jest emocjonalnie rozerwany pomiędzy chęcią zabójstwa i samobójstwa, ale jednocześnie chce, aby ktoś ogarnął co ma zamiar zrobić,żeby ktoś go powstrzymał. Do tej pory przy życiu trzymała go głównie dręcząca go zagadka zawsze długich rękawów Herr Silvermana - jego nauczyciela historii Holokaustu. Ma dziwne przeczucie, że ta informacja, powód, dla którego jego nauczyciel nigdy nie ma odsłoniętych ramion, może odmienić jego życie. Ma również nadzieję, że mimo tego, iż nikomu nie wspomniał o swoich urodzinach, usłyszy: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Do końca ma wiarę. Pod kilkoma względami jest do mnie podobny, np. obaj nie chcemy stać się szarymi ludźmi, jesteśmy nieco popieprzeni, przeciwstawiamy się dorosłym oraz często najpierw mówimy, a dopiero potem myślimy. Naprawdę go polubiłam i poczułam z nim jakąś więź.
     Tylko w jednym momencie byłam zdegustowana. Autor jako ulubiony zespół Ashera podał Green Day i to mi w zupełności nie przeszkadza, jednak jako jego ulubioną piosenkę podał American idiot. Jasne, lubię tę piosenkę, ale Matthew mógł się bardziej postarać, bo przecież GD ma wiele wspaniałych utworów, np. Holiday, Boulevard of Brocken Dreams, czy When I come around, a wybrał chyba najbardziej popularną ich piosenkę. Nie wiem czy wynika to z lenistwa autora, czy z tego, że chciał zrobić z Beala jeszcze większego ignoranta.
     Ogólnie książkę Quicka czyta się bardzo dobrze. Autor na prawie każdej stronie zaskakuje. Jest to niezwykła opowieść o inności, odrzuceniu, samotności, ale także nadziei, że w przyszłości, mimo że nic na to nie wskazuje, nasze życie może się zmienić na lepsze. Wybacz mi, Leonardzie skutecznie za pomocą kilku celnych strzałów zmieniło mnie i moje spojrzenie na świat. Jestem nawet skłonna powiedzieć, że dzięki niej stałam się trochę lepszym człowiekiem, chociaż nie w ten sposób, w jaki większość by chciała.
     Uwielbiam wszystkie książki Quicka. Podkreślają inność, przez co bohaterowie nie są typowi. Nie są bohaterami, nie zmieniają świata na dużą skalę. Mają zwykłe życie, zwyczajne problemy i nieźle popieprzone w głowach. Każda opowieść jest inna - tak jak każdego z nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz