piątek, 9 listopada 2018

Is this the real life? | "Bohemian Rhapsody" Bryan Singer

16:45 0
     Dnia 5 września roku 1946 w Stone Town w Zanzibarze na świat przyszedł Farrokh Bulsara. Mając lat 18 wraz z rodziną przeniósł się do Feltham. Zmarł 24 listopada 1991 roku w wieku 45 lat jako Freddie Mercury, członek zespołu Queen, który potrząsnął nie tylko muzycznym, ale i całym światem. Odszedł jako legenda.


     Dzisiaj o filmie "Bohemian Rhapsody" w reżyserii Bryana Singera, przez który nie umiem zasnąć. Jest to biografia skupiająca się na prawdziwej legendzie muzyki, człowieku, który został legendą już za życia, znany większości jako Freddie Mercury (Rami Malek). Oczywiście nie można zapomnieć o pozostałych członkach zespołu:  Brianie May (Gwilym Lee), Rogerze Taylor (Ben Hardy) oraz Johnie Deacon (Joseph Mazzello). Ich zespół wywarł ogromny wpływ na muzykę: jest wymieniany wśród zespołów mających wpływ na kształtowanie się takich gatunków, jak hard rock, heavy metal, pop-rock i rock progresywny; wielu wykonawców utrzymuje, że Queen wywarł na nich istotny wpływ, co więcej są oni zaliczani są do różnych gatunków muzycznych, wywodzą się z różnych krajów i różnych pokoleń; ich ostatnio otrzymana nagroda z tego roku to Nagroda Grammy "za wybitny wkład w brytyjską muzykę". Dodatkowo ich muzyka zapewne miała wpływ na życie tysięcy a nawet milionów ludzi, w tym również moje.

Człowieczeństwo to stan, który czasem potrzebuje ukojenia.

     Przechodząc już do recenzji właściwej: jest to film tak dobry, że nie dałabym rady obejrzeć go drugi raz. Trochę paradoksalne, ale już wyjaśniam. Historia Freddiego nie jest wesoła, niektórzy nawet by rzekli, że tragiczna. Jednak z zespołem przeżywał również wiele chwil wspaniałych. Wszystkie emocje i te dobre, i te złe były tak dobrze ukazane, że czułam to wszystko aż za mocno. Popłakałam się kilka razy, a nie jestem osobą, którą łatwo doprowadzić do łez. Całą opowieść jego życia przeżywałam tak silnie, tak bardzo mnie w nią wciągnięto, że pomimo jakiejś tam wiedzy, czułam się ciągle zaskakiwana kolejnymi wydarzeniami, chciałam kłócić się raze z członkami zespołu, chciałam z nimi śpiewać. Nie dałabym rady obejrzeć tego filmu drugi raz, a już na pewno nie w najbliższym czasie, właśnie z powodu silnych emocji jakie we mnie wzbudzał. Po prostu drugiego razu mogłabym nie przeżyć.
     To, jak potraktowali całą opowieść twórcy, zasługuje na szacunek. Nie dostajemy tylko gwiazdy na skraju upadku, która zabawia się z kolejnymi kochankami, a na koniec umiera w cierpieniach AIDS. Nie. Mercury nie lubił o tym mówić, nie chciał, aby ktokolwiek mu współczuł z powodu choroby, zatem twórcy najwyraźniej uszanowali jego wolę i nie roztrząsali tego za bardzo. Dostajemy natomiast próby i sprzeczki zespołu, nagrywanie płyt, początki i co najlepsze w tym filmie - jak powstał utwór Bohemian Rhapsody, który był prawdziwym przełomem w muzyce. Dostajemy charyzmatycznego artystę, który nie tylko zasłynął talentem, ale także miał niesamowity kontakt z publicznością i za to gratulacje dla Ramiego Maleka, że stanął a wysokości zadania. Odbywamy również piękną sentymentalną podróż przez najważniejsze utwory zespołu, takie jak Killer Queen, Love Of My Life, We Will Rock You, Another One Bites The Dust oraz Show Must Go On. A to wszystko zwieńczone koncertem Live Aid, które jest, jak dla mnie, idealnym zakończeniem.
     Jest to prawdziwie wzruszający film. Przez cały czas jego trwania miałam ciarki na całym ciele. Sala kinowa wypełniona była muzyką, od której wibrowały fotele. Raczej nie jest to wybitny film, ale na pewno godny uwagi. Polecam każdemu z ręką na sercu, chyba że ktoś naprawdę nie lubi Queen, chociaż kto wie, może po tym filmie zmieni zdanie. Dla fanów Jej Wysokości lub fascynatów muzyki, czy po prostu miłośników dobrych filmów, jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych propozycji kinematografii tego roku.

Ocena: 9,0/10

poniedziałek, 5 listopada 2018

Happening - Culture Content

15:02 0
Koniecznie muszę wam o czymś powiedzieć. Zwróciła się do mnie grupa licealistów z prośbą o napisanie na temat ich przedsięwzięcia. Sama jestem licealistka, także jakbym mogła odmówić? Poznajcie Culture Content, a tak właściwie - dowiedzcie się, co siedzi w ich głowach.


Dziewiątka uczniów śląskich liceów 19 stycznia ma zamiar zorganizować happening - niby nic. Ale to ma być ogromny, międzynarodowy happening! Ma polegać on na rozdawaniu karteczek z informacjami o Europie przechodniom. Chcą dotrzeć do jak największej ilości europejskich miast. Jak mają zamiar to zrobić? Już teraz szukają wolontariuszy, więc jeśli masz chęci i dużo pozytywnej energii napisz do nich wiadomość :) Łapcie link do ich fanpage'a: https://www.facebook.com/culture.content.conference/

czwartek, 1 listopada 2018

Piksele, które wstrząsnęły światem | "Krew, pot i piksele" Jason Schreier

11:33 2
     Nawiązałam współpracę z wydawnictwem SQN, hip hip hurra dla mnie. Stało się to już jakiś miesiąc (a może dwa miesiące?) temu, jednak dopiero teraz mam czas, żeby cokolwiek pisać. Właśnie od tego wydawnictwa otrzymałam książkę Krew, pot i piksele, która swoją premierę miała 5 września 2018 r. i nie powiem, była dla mnie niemałym wyzwaniem, ale więcej o tym w dalszej części.


     Nie ma sensu zbyt długo rozwodzić się nad tym, o czym jest ta książka - w końcu to literatura faktu. Sięgnęłam po nią, ponieważ jest o pracy w przemyśle gier komputerowych, a jest to temat co najmniej fascynujący, szczególnie dla osoby takiej jak ja, która po spędza przy nich kilkanaście godzin tygodniowo (i potem się dziwić, że na blogu pustka). Także pokrótce: 10 rozdziałów, 10 różnych gier, 10 różnych historii i problemów: Pillars of Eternity - jak pozyskać pieniądze, Uncharted 4 - jak dobrze zakończyć dobrą serię, Stradew Valley - jedna osoba zamiast całego studia, Diablo III - błąd 37 i nieustanne poprawki, Halo Wars - czas zrobić coś nowego, Dragon Age: Inkwizycja - jak oddać tytuł najgorszej amerykańskiej firmy, Showel Knight - marzenie o grze na Nintendo, Destiny - jak sobie poradzić z niezależnością, Wiedźmin 3 - wybić się ze wschodniej Europy, Star Wars 1313 - make LucasArts great again.

Produkcja gier, jako powiedział Matt Goldman z BioWare, jest niczym balansowanie "na krawędzi chaosu", gdzie sama liczba zmiennych nie pozwala przewidzieć tego, co się wydarzy. Ale czy to nie powód, dla którego kochamy gry? To uczucie, gdy łapiemy za kontroler ze świadomością, że doświadczymy czegoś zupełnie nowego?

     Dlaczego Krew, pot i piksele były dla mnie wyzwaniem? Okazuje się, że w gry lepiej się gra, niż się o nich czyta. A tak całkiem na poważnie - chyba po prostu nie leży mi literatura faktu. To sprawiło, że trochę się z nią męczyłam. Jednak nie uważam czasu spędzonego przy niej za czas stracony. Zauważmy, że o branży gier nie mówi się na dużą skalę. Jak głosi podtytuł umieszczony na okładce są to Chwalebne i niepokojące opowieści o tym, jak robi się gry i on dotrzymał słowa. To co czasem dzieje się w branży gier komputerowych to jakiś totalny kosmos - krótkie terminy, praca po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset godzin tygodniowo, niewychodzenie praktycznie w ogóle ze studia, wycieńczenie... no gorzej niż w korpo. Jednak wiele z nich kończy się ogromnym tryumfem, jak moja ulubiona opowieść o Ericu Barone, który sam stworzył Stradew Valley.

     Co do samej książki Schreiera - jest przyjemna w odbiorze. Myślę, że nawet osoba, która "nie siedzi w tym" może czerpać z niej przyjemność, jeżeli po prostu chce poszerzyć swoją wiedzę. Nie jest też w stu procentach poważna, znalazło się parę miejsc na żarciki. W pewnych momentach jest nawet przejmująca i smutna. Całość oparta jest na wywiadach i wspomnieniach mniej lub bardziej anonimowych osób, które nad tymi grami pracowały, a Jason z nimi rozmawiał. Moja mała wskazówka? Nie bierzcie jej "na raz". Lepiej przeczytać jeden rozdział, odłożyć i za jakiś czas przeczytać następny, wtedy radość z poznawania branży gier będzie większa, bo po co odkrywać wszystkie tajemnice w ciągu kilku godzin jednego dnia. A teraz PRESS "F" TO PAY RESPECTS dla wszystkich, którzy spędzają miesiące, a nawet lata, aby zadowolić graczy.

Ocena: 7,5/10


Za książkę dziękuję wydawnictwu: