poniedziałek, 29 sierpnia 2016

...jestem Czerwoną

11:14 0
     Mogę powiedzieć, ze tę książkę czytałam "na szybko", ponieważ czytałam ją na obozie, w krótkich przerwach pomiędzy treningami, a posiłkami. Przedstawiam Mroczne Umysły Alexandry Bracken.
     Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy
     Jest to kolejny scenariusz tego, co może się stać w przyszłości ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. W wersji A. Bracken większość dzieci umrze na podejrzaną chorobę zwaną Ostra Młodzieńcza Neurodegeneracja Idiopatyczna, w skrócie OMNI, a u tych, które przeżyją nastąpi dziwna zmiana w umyśle, dzięki której otrzymają paranormalne umiejętności.
     Do tej drugiej grupy należy Ruby Elizabeth Daly i trafia do "ośrodka rehabilitacyjnego" dla takich jak ona. Zostali podzieleni na Czerwonych, Pomarańczowych, Żółtych, Niebieskich i Zielonych w zależności od umiejętności idiopatycznych. Po pewnym czasie z obozu zaczynają znikać Czerwoni, Pomarańczowi i Żółci...
     Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas - tych, którzy przeżyli.
     Mroczne Umysły wciągnęły mnie coś koło ósmego rozdziału, więc za każdym razem, gdy przerywałam czytać, z wielkim żalem odkładałam lekturę. Ruby jako główna bohaterka bardzo przypadła mi do gustu, chociaż na sam koniec naprawdę się na nią wkurzyłam. Jest stworzona na schematach, ale trochę nietypowa, tak jak jej zdolności. Posiada fascynującą przeszłość, którą w pełni odkrywamy przez prawie całą książkę. Bardzo polubiłam również Liama i hafciareczkę Charlesa, a urocza niewinna Suzume jest po prostu moją wymarzoną młodszą siostrą.
     Jak dla mnie najgorszą stroną powieści jest zakończenie, bo okazało się, że Ruby jak większość głównych postaci jest durnie szlachetna, jednak mogę to wybaczyć.
     Podoba mi się świat wykreowany przez autorkę. Jest mroczny i mimo że jest on zbudowany na obecnych Stanach, pojawiają się wspominki o innych krajach, co one zrobiły, gdy w Ameryce pojawiło się pokolenie Psi, co pojawia się w mało której historii. W kraju panuje chaos, który próbuje "naprawić" prezydent Gray, jednak w ciągu fabuły pierwszej części osobiście się nie pojawia.
     Książka Alexandry B. wciąga, jednak każdego w innym momencie. Jest to jedna z tych historii, która może niepokoić. Jest nieoczywista, zaskakująca, jednak nie miałam poczucia, że muszę już, zaraz, od razu przeczytać kolejną część, czyli Nigdy nie gasną, ale od soboty stoi już na półce i za niedługo zacznę ją czytać.
     Mroczne Umysły A. Bracken polecam każdemu, kto lubi mroczne scenariusze przyszłości ;)

sobota, 20 sierpnia 2016

...nie chcę dorosnąć

13:12 0
     - Większość sprawia wrażenie nieszczęśliwych - przyznałem. - Choć z całej siły próbują to ukryć. Ale dzieci ukrywają to lepiej niż dorośli, prawda? Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.
    Często słyszę, i wy na pewno też, że jeżeli zapytamy kogoś o to, co zrobiłby, np. podczas II Wojny Światowej, odpowie, że walczyłby za swój kraj, przeciwstawiłby się tyranowi i opowiada inne tego typu badziewie. Nie żyjemy w tamtym czasie, w tamtym kraju, więc nie możemy powiedzieć, co byśmi zrobili (a obstawiam, że większość z  nas by uciekła, jeżeli mieliby gdzie). W dużej mierze to właśnie o tym jest Wybacz mi, Leonardzie - o tym, że nie możemy osądzać ludzi, skoro nie jesteśmy na jego miejscu. Że nie możemy powiedzieć "co byśmy zrobili", bo nie dzieje się w to naszej rzeczywistości. Bo jesteśmy sobą, a nie kimś innym.
     Rewolucja rozpoczyna się od ciągu pojedynczych decyzji, od kolejnych wdechów i wydechów. (...) Pokaż mi, że człowiek może być jednocześnie dorosły i szczęśliwy. Błagam!

    Dla Leonarda Peacocka nadchodzi w końcu dzień, na który wielu z nas czeka - dzień osiemnastych urodzin.On też na niego czekał, ale z zupełnie innego powodu. Nie spodziewa się ani imprezy, ani prezentów, ani hektolitrów alkoholu. Po prostu pakuje cztery prezenty dla przyjaciół - kapelusz w stylu Bogarta, czek na rzecz pewnej organizacji, wojskowe odznaczenie, srebrny łańcuszek oraz robi zdjęcie swoim iPhonem, któremu nadaje tytuł Śniadanie nastoletniego zabójcy.
    Do tamtego dnia niewiele rzeczy sprawiało mu radość. Były to muzyka jego szkolnego kolegi, Babacka, spędzanie czasu ze swoim sąsiadem Waltem, głównie na oglądaniu filmów z Bogartem, lizaki o smaku piwa korzennego oraz lekcje z Herr Silvermanem, na których może mieszać w głowach swoim kolegom.
    Dlaczego więc czekał na ten szczególny dzień?
    Ponieważ w dniu, gdy osiąga dorosłość. według prawa, ma zamiar sprzątnąć z tego świata swojego byłego przyjaciela Ashera Beala, którego uważa za nazistę, a także popełnić samobójstwo i to wszystko za pomocą pistoletu z czasów II Wojny Światowej - walthera P38, który otrzymał od ojca jakieś dwa lata wcześniej.
    Leo, który według matki przypomina "grunge-rockowego ćpuna", większość ludzi, a szczególnie dorosłych uważa za osoby żałosne i w większości przypadków nieszczęśliwe, a co więcej niezdolne do szczęścia. Za jedną z najbardziej żałosnych osób uważa Lindę - swoją matkę. Uważa, że: jest samolubną olewającą suką. Właśnie dlatego postanawia zastrzelić siebie w dniu osiemnastych urodzin - nie chce zostać szarym, wykonującym czyjeś polecenia, uberżałosnym dorosłym. Jego ulubioną książką jest dzieło Williama Shakespeare'a Hamlet. Według niego: cała sztuka jest argumentacją na rzecz odebrania sobie życia.
     W takim razie dlaczego zmusza nas pani do uczenia się o takich postaciach jak Hamlet, o prawdziwych bohaterach, skoro nikt nie oczekuje potem, że będziemy się na nich wzorować? Czy naprawdę mamy tylko przejmować się punktami, podaniami na studia i całą resztą Robić to, co wszyscy inni?
    Wybacz mi, Leonadzie Matthewa Quicka, gdy czytałam pierwszy raz, pochłonęłam w jedną noc. Parę razy chciałam odłożyć książkę, ale nie potrafiłam spać, zastanawiając się, jak zakończy się (albo i nie zakończy) historia głównego bohatera.
    Leonard Peacock może i trochę "ma nie po kolei w głowie" i jest socjopatą, ale jest doroślejszy od swoich rówieśników, przez co jest wyalienowany. Może jest nieco egoistycznym dupkiem, ale jest również bardzo empatyczny. Można powiedzieć, że Leo jest ostoją przeciwieństw. Prowadzi również wewnętrzną walkę. Jest emocjonalnie rozerwany pomiędzy chęcią zabójstwa i samobójstwa, ale jednocześnie chce, aby ktoś ogarnął co ma zamiar zrobić,żeby ktoś go powstrzymał. Do tej pory przy życiu trzymała go głównie dręcząca go zagadka zawsze długich rękawów Herr Silvermana - jego nauczyciela historii Holokaustu. Ma dziwne przeczucie, że ta informacja, powód, dla którego jego nauczyciel nigdy nie ma odsłoniętych ramion, może odmienić jego życie. Ma również nadzieję, że mimo tego, iż nikomu nie wspomniał o swoich urodzinach, usłyszy: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Do końca ma wiarę. Pod kilkoma względami jest do mnie podobny, np. obaj nie chcemy stać się szarymi ludźmi, jesteśmy nieco popieprzeni, przeciwstawiamy się dorosłym oraz często najpierw mówimy, a dopiero potem myślimy. Naprawdę go polubiłam i poczułam z nim jakąś więź.
     Tylko w jednym momencie byłam zdegustowana. Autor jako ulubiony zespół Ashera podał Green Day i to mi w zupełności nie przeszkadza, jednak jako jego ulubioną piosenkę podał American idiot. Jasne, lubię tę piosenkę, ale Matthew mógł się bardziej postarać, bo przecież GD ma wiele wspaniałych utworów, np. Holiday, Boulevard of Brocken Dreams, czy When I come around, a wybrał chyba najbardziej popularną ich piosenkę. Nie wiem czy wynika to z lenistwa autora, czy z tego, że chciał zrobić z Beala jeszcze większego ignoranta.
     Ogólnie książkę Quicka czyta się bardzo dobrze. Autor na prawie każdej stronie zaskakuje. Jest to niezwykła opowieść o inności, odrzuceniu, samotności, ale także nadziei, że w przyszłości, mimo że nic na to nie wskazuje, nasze życie może się zmienić na lepsze. Wybacz mi, Leonardzie skutecznie za pomocą kilku celnych strzałów zmieniło mnie i moje spojrzenie na świat. Jestem nawet skłonna powiedzieć, że dzięki niej stałam się trochę lepszym człowiekiem, chociaż nie w ten sposób, w jaki większość by chciała.
     Uwielbiam wszystkie książki Quicka. Podkreślają inność, przez co bohaterowie nie są typowi. Nie są bohaterami, nie zmieniają świata na dużą skalę. Mają zwykłe życie, zwyczajne problemy i nieźle popieprzone w głowach. Każda opowieść jest inna - tak jak każdego z nas.

czwartek, 18 sierpnia 2016

...żyję na Cmentarzu Zapomnianych Książek

12:20 0
      Jest to post podsumowujący serię Carlosa Ruiza Zafòna, która nosi tytuł Cmentarz Zapomnianych Książek. Składają się na nią:


  • Cień Wiatru - przeklęta opowieść o przeklętych ludziach związanych mroczną przeszłością
  • Gra Anioła - zagadka nieszczęść związanych z tajemniczym domem z wieżyczką
  • Więzień Nieba - historia więźnia mrocznej Barcelony

  •      Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem.
         Powyższe stwierdzenie pochodzi z Gra Anioła. Szkoda tylko, że autor nie dopisał czyimi łzami, czyją krwią i czyim rozczarowaniem. Zafòn zdecydowanie pisze krwią osób, które jego powieści czytały, czytają, bądź czytać będą. Powoli wżerają się w duszę czytelnika, aby przeklęte pozostać tam na zawsze. W każdym razie ja tak uważam.
         Po przeczytaniu całej serii miałam "lekkiego" kaca książkowego, ale byłam też lekko zdezorientowana. Gdy czytałam pierwszą książkę z Cmentarza..., w moim przypadku była to Więzień Nieba, wszystko było jasne, a w każdym razie na tyle, na ile pozwalała powieść, a kiedy czytałam ostatnią (dla mnie) Cień Wiatru, wszystko mi się zlewało - nazwiska, ludzie, wydarzenia, książki. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem oczarowana jego książkami, chociaż nie polecam ich osobom poniżej piętnastego/szesnastego roku życia.
         Powieści Zafòna oprócz Cmentarza Zapomnianych Książek - tajemniczego miejsca, gdzie znajdziesz każdą książkę, jaka kiedykolwiek została napisana - łączy je również księgarnia Sempre&Synowie. Losy bohaterów, mimo że dzieli je kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, są ściśle ze sobą związane.
         Czytając te książki, zapominałam o wszystkim co mnie otaczało. Przeżywałam każde wydarzenie z ogromną siłą. Jedyną ich wadą jest to, że bardzi trudno jest się od nich oderwać, jednak gdy już się to zrobi, to bardzo ciężko do czytania wrócić.
         Już to pisałam, ale powtórzę: podoba mi się nowa mroczna Barcelona, wykreowana przez Carlosa Ruiza Zafòna, którą on sam nazywa Misto Przeklętych.
         Wprawdzie akcja serii rozgrywa się w latach 1900-1966, a głównie w 1919-1956, czyli latach bardzo niespokojnych, to wojna znajduje się na bardzo dalekim planie. Historia skupiona jest na pojedynczych i najbardziej niezwykłych z ludzi, czyli na autorach: Julianie Caraksie, Davidzie Martinie oraz Diego Marlasce. Jest jeszcze Fermin Romero de Torres, czyli uciekinier rodem z Dantego, ale także także wspaniały przyjaciel. Oni wszyscy są ludźmi przeklętymi, a rodzina Sempre odgrywa ważną rolę w odkupywaniu ich win. Daniela Sempre, bohatera pierwsze i ostatniej części, można porównać do czytelnika - odkrywa kawałek po kawałku niezwykłe historie i mroczne tajemnice niezwykłych ludzi, zupełnie tak jak my podczas czytania książki.
         Podsumowując: Pokochałam Cmentarz Zapomnianych Książek Carlosa Ruiza Zafòna. Na pewno jeszcze nie jesden raz przeczytam te i inne jego książki i nie obraziłabym się, gdyby autor zdecydował się kontynuować tę serię. Według mnie jest to prawdziwe arcydzieło.

    środa, 10 sierpnia 2016

    ...zamieszkam na Castrze

    05:15 0
         Będąc na obozie kupiłam sobie trzy książki: długo wyczekiwaną Big Red Tequila Riordana, szukaną kilka miesięcy Cień Wiatru Zafona oraz zupełnie nieznaną mi powieść Jenny Martin Wyścig. Dzisiaj o tej ostatniej.

         Akcja Wyścigu rozgrywa się w XXIV wieku na odległej od Ziemi planecie Castra, gdzie rządzą korporacje. Główną bohaterką jest 17- letnia Phoebe van Zant. Jest ona jednym z najlepszych kierowców na planecie oraz córką sławnego kierowcy rajdowego - Tommy'ego van Zanta, który porzucił ją, gdy miała chyba pięć lat. Zbiegiem kilku okoliczności ze zwykłego ulicznego kierowcy zostaje kierowcą rajdowym Phoenix Vanguard i jeździ z logiem Króla Benroyala - największej szychy wśród Sixerów, czyli ludzi korporacji trzymających w garści całą planetę. Charlie Benroyal posiada Szczelinę Biseriańską, w której znajduje się kopalnia paliwowego sapu, z którego odpadów pozyskuje się antyżel - leczniczy środek, ale także Czarny Sap - najgorszy narkotyk znany w tamtym świecie.
         Podczas wyścigów ulicznych nawigatorem Phee był Bear, jej przyrodni brat. Gdy zaczyna startować dla Benroyala jej nawigatorem zostaje Cash, mroczny książę Cyan-Bisery, i po części przez niego wplątuje się do międzygwiezdnej afery.
        Mogłam pędzić, ale nie mogłam biec. Mogłam żyć, ale nie oddychać.
         Mam jedną uwagę: osoba, która pisała opinię na okładkę chyba nie oglądała ani Gwiezdne Wojny, ani Szybcy i Wściekli. Jasne są międzygwiezdny konflikt i szybkie samochody, ale na tym to się kończy, a po przeczytaniu opisu na okładce spodziewałam się wielu nielegalnych wyścigów, ucieczek przed policją, wybuchów... Czegoś bardziej w stylu Szybcy i Wściekli, a nie nudnych wyścigów w stylu Nascar. Na szczęście ostatni wyścig jest bardziej w stylu Dakar.
         Czy w takim razie uważam, że Wyścig Jenny Martin jest rdzewnie zły i nieciekawy?
         Zdecydowanie nie. Phobe jest bohaterką chcącą się ścigać, ale nie stracić siebie przez korporacje. Średnio ją lubię, bo jest jedną z tych "chcę uratować świat, więc wpakuje się w kłopoty". Podoba mi się, że potrafi walczyć, a nie czeka, aż ktoś coś zrobi za nią, chociaż nie zawsze przy tym myśli. Bear i Chash mnie nieco denerwują, bo nie potrafią wprost ukazać tego co czują i raz wiedzą czego chcą, a raz nie, ale dzięki temu są bardziej wiarygodni. Uwielbiam managera zespołu, Augusta, który musi mieć jakiś włoskich przodków.
         Najbardziej w książce J. Martin podoba mi się to, jak opisuje uczucia Phoebe, kiedy siedzi w samochodzie, kiedy tempo akcji i narracji jest właściwe opisywanym wydarzeniom - szybkie i bezwzględne dla otaczającego świata, bo jest tylko bohaterka i jej samochód.
         Jeżeli już sięgniecie po Wyścig, to ciężko będzie wam się od niego oderwać. Tempo akcji jest naprawdę szybkie, przez co nie będziecie wiedzieli, kiedy już dotrzecie do ostatniego rozdziału. Byłam trochę zawiedziona, bo spodziewałam się "wściekłej" akcji, ale i tak uważam, że jest to bardzo dobra książka, szczególnie na wakacje. Czekam na kolejną część :)

    wtorek, 9 sierpnia 2016

    The Selection Book Tag

    05:54 0

        The Selection Book Tag oparty jest na świetnej serii Kiery Cass pt. Selekcja, na którą składają się Rywalki, Elita, Jedyna, Następczyni oraz Korona. Ten tag nawiązuje do trzech pierwszych części serii.
        Nominację otrzymałam, od Zosi prowadzącej blog Książki to moje paliwo, już prawie miesiąc temu, ale dopiero dzisiaj się za niego wzięłam. Zasady tagu: Na karteczkach zapisujemy tytuły 9 książek, a później do każdej kategorii losujemy jedną, otwieramy ją na dowolnej stronie i szukamy imienia jakiegoś bohatera (w jednym przypadku nazwy miejsca), który zostanie przypasowany do danej kategorii. No to zaczynam.



    Wybrane książki
    Matthew Quick Wybacz mi, Leonardzie
    Alexandra Bracken Mroczne Umysły
    James Dashner Więzień Labiryntu
    Jenny Martin Wyścig
    Tahereh Mafi Sekret Julii
    Lauren Kate Łza
    Rick Riordan Krew Olimpu
    C.C. Hunter Urodzona o północy
    J. K. Rowling Harry Potter i Czara Ognia

         Już jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie.
    1. Miejsce, w którym odbędą się Eliminacje
         Pierwszą książką, którą wylosowałam jest Wyścig Jenny Martin. Przyznam godne miejsce mi się trafiło, bo niestety nie jest to tor wyścigowy, tylko Iglica, czyli wypasiona chata "Króla" Benroyala.
    2. Król i Królowa
        Alexandra Bracken Mroczne Umysły - uwaga, uwaga Królem i Królową zostają Ruby Elizabeth Daly i Clancy Gray. Clancy'ego jakoś widzę jako króla, ale Ruby... Przynajmniej będą mieli wszystko pod kontrolą. Dosłownie.
    3. Pokojówką zostanie...
         ...młoda wiedźma Miranda z książki C.C. Hunter. Bałabym się o swoje rzeczy, bo mogłaby przekombinować z czarami.
    4. Gwardzistą będzie...
         ...ktoś z Harry Potter i Czara Ognia. Oby to nie był ani Harry, ani Ron, bo już bym współczuła kandydatkom. Fred Weasley jako gwardzista? Iglica chyba pójdzie w kilka dni z dymem. 
    5. Biuletyn poprowadzi...
        Łza Lauren Kate. Proszę żeby to była Cate, bo to by było ciekawe... Niestety nic z tego. Następcą Gavrila jest Brooks. Uh... Oby nikogo nie zabił.
    6. Księciem szukającym księżniczki zostanie...
        Rick Riordan Krew Olimpu, a miałam nadzieję, że załoga Argo II zorganizuje wesele. O nie! Tylko nie to! Księciem zostaje mój ukochany Leo Valdez, On i Fred razem w pałacu... Ja bym już uciekała.
    7. Główną rywalką o zwycięstwo będzie...
         ...Lily z Sekret Julii. Szczerze? Nie pamiętam, która to, bo już kilka lat temu czytałam tę książkę.
    8. Eliminacje wygra...
         ...tu nawet nie muszę szukać, bo jest tylko jedna dziewczyna w tej książce. James Dashner Więzień Labiryntu, czyli Teresa. Ona i Leo nawzajem siebie szybciej pozabijają, niż w sobie zakochają.
    9. Wesele młodej parze zorganizuje...
         To będzie chyba najbardziej depresyjne wesele w stylu Bogarta... oczywiście z bananowymi naleśnikami! Wesele zorganizuje Leonard Peacock z książki Wybacz mi, Leonardzie Matthewa Quicka.

         Jakoś nie widzę tych Eliminacji. Nie licząc miejsca i pary królewskiej, to będzie to jakaś katastrofa. Do zrobienia tego tagu nominuję Izę - Niby Nikt, Julię - Z nosem w książkach oraz Filipa - Filip w Labiryncie Książek

    niedziela, 7 sierpnia 2016

    ..."Czy wiesz, że bogowie śmierci jedzą tylko czerwone jabłka?"

    13:32 0
         Pierwsza sprawa: zmieniłam nazwę bloga z Zanim dorosnę... na Zanim się obudzę...
         Druga sprawa: dzisiejszy post :)
         Jeżeli ktoś oglądał to już po tytule wie o czym jest ten post. Jeżeli nie oglądaliście, przedstawiam wam Death Note - jedno z najbardziej znanych i chyba najbardziej epickie anime, jakie istnieje. Death Note to anime kryminalno-psychologiczne, które trochę rozjebało mnie psychicznie, szczególnie dwa ostatnie odcinki.
         Gdy już trafisz do niewoli, nie będziesz wiedział, kiedy umrzesz. Czekanie jest irytujące. 
         Wzorowy uczeń Light Yagami pewnego dnia znajduje tytułowy Notatnik Śmierci, który to w świecie ludzi upuścił "przez przypadek" Ryuuku - bóg śmierci uwielbiający jabłka. Zasady są proste: Trzeba znać twarz i nazwisko ofiary, dzięki czemu osoby o tym samym nazwisku nie umrą. W ciągu czterdziestu sekund należy wpisać rodzaj śmierci, inaczej ofiara umrze na zawał serca. Następnie w ciągu sześciu minut i dwudziestu sekund od wpisania rodzaju należy opisać szczegóły śmierci. Między posiadaczem notatnika, a bogiem śmierci jest tylko jedna umowa - to on wpisze twoje nazwisko do notatnika, gdy będziesz miał umrzeć.
         Light postanawia zwalczać wszystkich przestępców, ludzie zaczynają nazywać go Kira i dzielą się na jego zwolenników i przeciwników. Po pewnym czasie policja zaczyna go ścigać. Proszą o pomoc genialnego detektywa - L. I w sumie na tym polega całość - Light/Kira lawiruje pomiędzy L i zespołem policji, a Ryusaki próbuje rozgryźć kto jest Kirą i jak on zabija.
         Tylko trzydzieści siedem odcinków, więc w sumie nie tak dużo. Są dwa momenty, w których teoretycznie można skończyć oglądać, uznać, że to już koniec i że nic się dalej nie dzieje - są to piętnasty i dwudziesty piąty odcinek, ale po prostu tak się nie da, bo to naprawdę wciąga. Można też zacząć oglądać od dwudziestego szóstego odcinka i wszystko się ogarnie, ale wiele ciekawych wydarzeń was ominie.

         Według mnie naprawdę warto obejrzeć to anime. Mój kolega obejrzał je już siedemnaście razy i uznał, że dopóki nie obejrzysz Death Note, nie wiesz, co to znaczy żyć. Trochę się z nim zgadzam. Notatnik Śmierci trochę zmienia punkt widzenia na pewne sprawy. Rozwija też kreatywne myślenie i sztukę dedukcji, ale to tylko efekt uboczny.
         W każdym odcinku urzekają mnie Light i Ryusaki. Potrafią przewidzieć wiele ruchów do przodu, a także z niewielu elementów utworzyć w miarę logiczną całość. Są godnymi siebie rywalami głównie dlatego, że bardzo podobnie myślą. Niestety prawie nic nie wiemy o ich przeszłości, nad czym bardzo ubolewam.
         Postać, którą od początku do końca uwielbiam to Ryuuku. Jest nieco zabawną postacią, ale równocześnie mroczną i złowieszczą. Podoba mi się motyw "tak jakby przyjaźni" pomiędzy nim i głównym bohaterem - bogiem śmierci i zwykłym człowiekiem.
         Największym plusem Notatnika jest to, że nie da się go przewidzieć. W prawie każdym odcinku zaskakuje. Nie jest jednowymiarowe. Ma wiele różnych wątków.
         Według mnie Death Note jest po prostu genialne, ale nie potrafię opisać dlaczego, bo za dużo myśli kotłuje mi się po nim w głowie, ale jednocześnie czuję pustkę. Według mnie jest to historia o walce dla swoich idei i wierzenie w nie do końca. Ukazuje, że nawet jeżeli wydaje się nam, że cały świat jest przeciwko, to zawsze znajdzie się osoba, która wierzy tak samo mocno i będzie chciała nam pomóc oraz że jeżeli chcemy to potrafimy wszystko. Podejmuje też temat cienkiej granicy między sprawiedliwością, a szaleństwem; dobrem, a złem i że czasami nie zauważamy, kiedy przechodzimy na "ciemną stronę mocy".
         Polecam każdemu. Obejrzyjcie chociaż pierwszy odcinek. Kto wie? Może was wciągnie?
         W sumie źle nie było. Zabiliśmy trochę nudy, co? Zdarzyło się wiele interesujących rzeczy.
         Oba cytaty pochodzą z ostatniego odcinka Death Note.

    piątek, 5 sierpnia 2016

    ...należę do Legionu Samobójców

    15:21 0
    Pamiętajcie, to my jesteśmy ci źli.
         Legion Samobójców kolejna super-premiera tego roku. Fabuła jest bardzo prosta - Amanda Valler z Rady Bezpieczeństwa Narodowego kompletuje grupę złoczyńców mających walczyć ze... złem. W jej skład wchodzą - Deadshot (Will Smith), Harley Quinn (Margot Robbie), Boomerang (Jai Courtney), Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje), Slipknot (Adam Beach) oraz Diablo (Jay Hernandez), a jej przywódcą jest zwykły żołnierz Rick Flag (Joel Kinnaman). Skoro to takie proste to może od razu przejdę do opinii.

         Zacznę od tego, że poszłam na film, bo po prostu ciekawie się zapowiadał. W sumie to się nie zawiodłam, ale dlaczego oni walczyli z czarownicą? Nie lepiej byłoby ich puścić w totalną masakrę w stylu Londyn w ogniu? To są normalni ludzie (oprócz Croca i El Diablo), więc dlaczego walczą z magią? Trochę bez sensu, ale daje niezły efekt. Druga rzecz, która mi się nie podobała to dwa powracające wątki miłosne, na szczęście nieprzesłodzone i nieco brutalne, ale dzięki jednemu z nich był Jocker, więc... tak właściwie nie mam na co narzekać.
         Co mi się podobało? Trochę tego jest.
         Muzyka świetnie dobrana. Wiedziałam to od momentu, gdy zaraz na początku zarzucili The House of the Rising Sun The Animals. Potem jeszcze było Paranoid Black Sabbath, a na koniec Bohemian Rhapsody Queen'u. No i piosenka promująca film odnosząca się do każdego członka po kolei, a refren jakby śpiewa Jocker Sucker for Pain Lil Wayne, Wiz Khalifa, Imagine Dragons, Logic, Ty Dolla $ign i X Ambassadors - uwielbiam ♥ (fragment zamieszczam poniżej). W ogóle cała muzyka do filmu mi się bardzo, bardzo, bardzo podoba.
    Love and the loyalty that’s what we stand for
    Alienated by society, all this pressure give me anxiety
    Walk slow through the fire
    Like, who gon’ try us?

         Suicide Squad pokazuje, że faceci z tatuażami są po prostu zajebiści.
         Do obejrzenia Legion Samobójców skłoniła mnie przede wszystkim jedna rzecz, a właściwie osoba - Jocker, w którego wcielił się Jared Leto. Jedno słowo - boski. Dokładnie tak. Jak dla mnie Jocker w tym filmie jest boski. Gra aktora - śmiech, poruszanie się, lekki obłęd w oczach są niesamowite. Za każdym razem, gdy się pojawiał, myślałam, że umrę. Nietypowy, już ponadczasowy złoczyńca, szaleniec i socjopata po raz kolejny zaskakuje, a mimo że nie jest jedną z głównych postaci, jest po prostu genialny.
         Drugim facetem z tatuażami jest El Diablo. Koleś stracił rodzinę po części z własnej winy, ale głównie przez "umiejętność", o którą się nie prosił. Potrafi wytwarzać ogień (nie mam pojęcia jak to inaczej nazwać) i to mi się cholernie podoba. To jest też jedyna postać, która powstrzymuję się od walki i nie marzy o wyjściu na wolność. Ale akurat jego uwielbiam tylko ze względu na tą moc.
         Cała drużyna tych niezwykłych socjopatów plus kilku żołnierzy, Jocker i niepotrzebna czarownica dają razem niesamowity film. Humor jest tam obłędny (przy okazji pozdrawiam dziewczynę ze wspaniałymi niebieskimi włosami, która siedziała obok mnie i podzieliła się ze mną popcornem, bo chyba podobny rodzaj humoru... oczywiście czarnego i socjopatycznego). Wizualnie też jest dobrze zrobiony, szczególnie w momentach, kiedy przedstawiają poszczególne osoby. Moim marzeniem jest poznać ich wszystkich, a w szczególności Jockera.
         Na pewno jeszcze kiedyś, może nawet za niedługo, obejrzę ten film jeszcze raz. Oczywiście, bezgwarancyjnie i bezwzględnie Legion Samobójców trafia do moich ulubionych filmów oraz z niecierpliwością czekam na drugą część, która rzekomo ma się pojawić w 2018 roku :)
         Życzę miłego oglądania, a na koniec piosenka Sucker for Pain.