wtorek, 14 lutego 2017

...spotkam człeka co buszuje w zbożu

   Nie przepadam pisać o lekturach szkolnych. Właściwie jeszcze mi się to nie zdarzyło. Większość lektur jest nudna i zbyt oczywista, oczywiście według mnie. Nie skłaniają zbytnio do przemyśleń, ani nie pobudzają w nas pragnienia podążania tą samą ścieżką co główny bohater. Jednak tym razem lektura, ostatnia już w gimnazjum, tknęła mnie. Nie jestem pewna co spowodowało początkowe zaciekawienie po pierwszych rozdziałach - prawdopodobnie to, że główny bohater jest podobny do Leonarda Pecocka z mojej ukochanej książki Wybacz mi, Leonardzie, o której już niejednokrotnie wam wspominałam. Obie książki dzielą 62 lata, a jednak są w jakiś sposób podobne. Lektura, nad którą będę się tym razem rozwodzić, została napisana przez Jerome'a Davida Salingera i nosi tytuł Buszujący w zbożu.
     Jeśli spotka człek takiego, co buszuje w zbożu
     Buszujący w zbożu to opowieść o szesnastoletnim chłopaku z Nowego Jorku, który niedawno został wylany z już czwartej szkoły, w której się uczył. Ten chłopak to Holden Caulfield, który pochodzi z zamożnej rodziny. Postanawia jak najszybciej uciec ze szkoły, więc zabiera walizki i jedzie do swojego miasta. Jednak nie ma zamiaru na razie wracać do domu - włóczy się po mieście, chodzi do klubów, wypala jedną paczkę za drugą, pije szkocką z wodą sodową i próbuje pozbyć się samotności.
     Jak już wspomniałam Holden Caulfield trochę przypomina mi Leonarda, chociaż nie ma myśli samobójczych. Jest dość inteligentnym wariatem. To określenie chyba najbardziej do niego pasuje. Dużo przeklina, ale ogólnie jest w porządku - mimo że prawie cały czas wspomina o tym, jak to ludzie mało co wiedzą i rozumieją. Jako narrator narzeka na bardzo wiele rzeczy - na kino, na teatr, na nadętych snobów, na swoje byłe, na swoich byłych współlokatorów, na ludzi mało inteligentnych, na inteligentów, na nudziarzy... właściwie na każdy rodzaj człowieka z "wyższych sfer", jaki przyjdzie wam do głowy. Ale bardzo lubi dzieci. Szczególnie te bystre.
     W piosence zamiast spotka, jak to jest w wierszu, występuje złapie. Właśnie to chciałby robić Holden - łapać dzieci buszujące w zbożu, gdy podbiegną za blisko krawędzi urwiska. Krawędź ta chyba jest metaforą dorosłości - kiedy zazwyczaj człowiek staje się zepsuty, nic mu się nie podoba i na wszystko psioczy.
     Bo czy człowiek może wiedzieć, jak to z nim będzie?
     Podobno książka J. D. Salingera jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych książek XX wieku, a nawet wszech czasów. Właściwie nie wiem dlaczego. Jasne, rozumiem dlaczego ochrzczono go pierwszym tytułem, ale drugi? Przecież opisywane w książce sytuacje są obecnie w niektórych środowiskach normalne, np. wypalanie przez szesnastolatka jednej paczki za drugą.
     Książka bardzo mi się spodobała. Narzekania bohatera nie są uciążliwe. Gdyby ktoś mnie zapytał, o czym traktuje powieść, bez wahania rzekłabym, że o samotności. Nie o buncie, nie o zastanawianiu się nad przyszłością, tylko o samotności. Holden jest cholernie samotny. Mam wrażenie, że czuje się samotny odkąd jego młodszy brat Allie, do którego był bardzo przywiązany zmarł na gruźlicę trzy lata wcześniej. Dlatego szukał kogoś z kim mógłby porozmawiać, jednak chyba nawet, gdy z kimś był, czuł się opuszczony. A może trochę za bardzo dramatyzuję?
     Buszujący w zbożu skłoniła mnie do zastanowienia się nad tym, jaka jestem oraz nad tym, co mam zamiar ze sobą zrobić. Nad tym jak bardzo się zmieniłam, w ciągu mijających we wrześniu trzech lat. Tknęła we mnie coś jeszcze, ale nie mogę za bardzo określić co. Czasami tak jest, że coś nas powala, ale nie potrafimy powiedzieć dlaczego. Poczułam sympatię do tej opowieści, po którą z pewnością jeszcze sięgnę.

2 komentarze:

  1. Jakoś mnie ta książka nie ciekawi :P Nie ukrywam, że może być fajna, jednak mam awersję do lektur, więc żadna raczej mnie do siebie aż tak nie skusi, chyba, że takie z młodszych lat typu Ania z zielonego wzgórza, czy Dzieci z Bullerbyn xD Na pewno ta książka mnie nie minie, gdyż pewnie będę musiała ją przeczytać do szkoły, ale tak sama z siebie raczej po nią nie sięgnę :P
    Buziaki :*
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei bardzo lubię lektury... tzn lubiłam, bo teraz ich już nie czytam, ale w liceum zawsze potrafiłam znaleźc w nich coś co sprawialo ze przyjemnie mi sie czytalo. Oczywiscie byly wyjatki typu krzyżaki.. brrr. Tej ksiazki akurat nie czytalam, ale mam wielka ochote. Jej fabuła jest bardzo rfleksyjna, a takie ksiazki lubie.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie;) Obserwuje:)
    (recenzentka-ksiazek.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń