poniedziałek, 30 lipca 2018

Dlaczego, dlaczego mi to zrobiłaś? | "Cesarzowa Kart" Kresley Cole

     Wróciłam. Mam nadzieję, że na troszkę dłużej. Ostatnio coś nie mam weny do pisania (tak gdzieś od roku), ale brakuje mi tego.  Uznałam, że koniec z obijaniem się, czas wrócić do pisania, bo przecież to uwielbiam. W związku z postanowieniem poprawy lekkości palców w sunięciu po klawiaturze laptopa i odciążenia głowy od prozy życia, od razu mam recenzję i to z drobnymi zmianami w stylu i rozplanowaniu. Mam nadzieję, że tak jak ja, zostaniecie dłużej.






Tytuł: Cesarzowa Kart
Autor: Kresley Cole
Wydawnictwo: Moondrive
Data wydania: 4 października 2017
Liczba stron: 424

   









     Evangeline Green mieszka wraz z matką na rodzinnej farmie w Luizjanie. Jest atrakcyjną szesnastolatką, chodzi do dobrej szkoły, ma wierną przyjaciółkę, przystojnego chłopaka i... mroczną tajemnicę. Od dziecka dręczą ją sny – widzi brutalną walkę postaci z kart tarota i świat zmierzający do zagłady. To dlatego Evie spędziła ostatnie miesiące w ośrodku dla umysłowo chorych. Wraz z początkiem roku szkolnego chce zacząć wszystko od nowa, ale to, co wkrótce ją spotka, nie śniło jej się nawet w najgorszych koszmarach.(...) - opis ze strony wydawnictwa

     Jaka ta książka była okropna. Nie żartuję. Zresztą świadczy o tym, fakt, że przekopiowałam opis ze strony Moondrive'a, a nie napisałam go sama, jak to zwykłam robić. Dlaczego ja ją w ogóle kupiłam? A no tak: intrygujące zdanie na okładce, zielone strony i świetny prolog robią swoje. Nie twierdzę, że całość jest do dupy. Pomysł był dobry, naprawdę dobry. Wykorzystanie talii tarota jako motor napędowy i główny wątek? Super. Przypisanie do kart poszczególnych postaci? Świetnie. Zajebista apokalipsa, która wymiata znaczną część ludzkości? No łącząc z poprzednimi elementami nie da się tego spierdolić. Okazało się, że można i płakać mi się chciało czytając, co pani Cole z tym zrobiła.


     Najbardziej denerwującym elementem są bohaterowie, a dokładniej Evie, która totalnie nie ma polotu, a jej przemiana psychologiczna jest wyłożona tak, że... właściwie w ogóle jej nie ma. Serio. Po prostu nagle staje się jakąś Królową Ciemnej Strony Flory, pomimo że cały czas myślała "Nie, ja tego nie chcę, nie chce być zła". Okej. Często trafiam na denerwujące główne bohaterki, ale ona chyba osiągnęła nowy szczyt dna. Była totalnie nijaka i chyba to mnie najbardziej w niej denerwowało. Mamy jeszcze Jacksona, którego oczywiście Evie na początku nie cierpi, a potem, och co za niespodzianka, jest nim totalnie zauroczona, ale się nie potrafi z nim dogadać. Jackson, jak można się spodziewać, jest typem bad boya i bawi się w Rambo z bagien Luizjany. Autorka próbowała stworzyć dla nich jakieś podłoże psychologiczne, które jest zwyczajnie słabe, a ich relacja wydaje mi się trochę śmiesznna. Bohaterowie poboczni... no oni wypadli trochę lepiej. Szczególnie Matthew przypisany do karty głupca - jego akurat bardzo polubiłam, może przez jego uroczą nieporadność.

     Fabuła właściwie jest ciekawa, bo jak powiedziałam pomysł był dobry. Niestety na tym się w sumie skończyło. Akcje, które były ciekawe były niepotrzebnie skracane i nieco spłaszczone, za to momenty, które mogły być skrócone, ciągnęły się dla mnie w nieskończoność. Co zabawne bardziej nudziła mnie część po Błysku, a nie ta przed... Teoretycznie chyba powinno być na odwrót, ale może po prostu w tej pierwszej części miałam jeszcze jakąś nadzieję na dobry rozwój akcji.

     Na koniec dodam, że sposób pisania Kresley Cole też mi się nie podobał, ale nie był tragiczny. Ostatecznie, aby dostrzec choć trochę pozytywów, dostajemy coś, co jest średnie - dobry pomysł, gorsze wykonanie, ale ma szansę na poprawę. Cesarzowa Kart kończy się tak, jakby miała mieć kontynuację i pokładam wiarę, że druga część może być lepsza.

Ocena: 4/10

1 komentarz:

  1. Współczuję Ci, że się musiałaś tak wymęczyć. Ale na ten zielony papier sama bym poleciała!

    OdpowiedzUsuń